~Zayn~
Czekałem, aż Allie obudzi się po operacji. Ustawiałem na jej
stoliku soki i owoce.
Kątem oka widziałem jak przeciera pięścią jedno oko. Potem
drugie. Kiedy się odwróciłem już siedziała na łóżku.
Do pokoiku weszła pielęgniarka ubrana w biały fartuch. Mimo około
pięćdziesięciu lat rysy jej twarzy były delikatne, a buzia okrągła i wesoła.
Widać, że ta praca była jej powołaniem.
- Panienko Evans! – zawołała pełnym, ciepłym głosem. –
Natychmiast proszę się położyć.
- Nudno tak cały czas leżeć lub spać – zaprzeczyła rudowłosa
ze słodkim uśmiechem małej dziewczynki. Zaśmiałem się na ten widok. Po chwili
jednak poczułem ukłucie serca, widząc jak luźna jest biała koszulka na jej
szczupłym ciele, a wygodne spodnie od piżamy co chwilę zsuwały się jej z
bioder.
- Wyjątkowy okaz! – śmiała się pielęgniarka. – dziewczęta w
twoim wieku leżą i czytają kolorowe czasopisma.
Allie wydęła usta.
- Jest gdzieś tu blisko oddział dziecięcy? Mogłabym tam
zajrzeć?
- Do końca korytarza i w lewo. Ale wybierze się tam panienka,
kiedy odłączymy kroplówkę.
I miła pani w fartuchu wyszła, mówiąc coś o lekach.
Przytuliłem moją dziewczynę. Do pokoju weszli chłopcy wraz z
dziewczynami. Każdy witał chorą buziakiem w policzek.
- No, jak się czujesz?! – zawołał głośno Horan.
W drzwiach pojawił się lekarz, który syknął na nasz widok.
- Więcej was matka nie miała? – burknął. – Allie nie
potrzebuje teraz wrzasków tylko spokoju – wskazał na dwie kroplówki. – Przykro
mi, ale muszę prosić was o opuszczenie tego pomieszczenia.
- Proszę, to moi przyjaciele, niech zostaną – uśmiechnęła się
tak uroczo, iż byłem pewien, że serce młodziutkiego lekarza rozpłynęło się na
ten widok. To dlatego mówił jej po imieniu!
- Dobrze, ale tylko na pół godzinki, pod warunkiem, że
będziecie cicho.
Zniknął gdzieś w głębi korytarza.
Dziewczyny szepnęły podniecone.
- Rany, co taki przystojniak robi w szpitalu? On się tu
marnuje!
Ruda zachichotała, wcale nie zdziwiona reakcją przyjaciółek.
- Jeszcze tu nie pracuje – zaczęła tłumaczyć. – Jest na
medycynie, od trzeciego roku są same praktyki. Siedzi więc w szpitalu tyle, co
normalny lekarz i wszyscy biorą go za profesjonalnego doktora.
- A ty skąd tyle o nim wiesz? – powiedziałem z przekąsem.
Przyjaciele się zaśmiali, a Allie mruknęła.
- Tak się składa, że muszę wiedzieć, kto robi mi operację.
Skarciłem się w myślach, kurde, jestem zbyt impulsywny.
Czepiam się jej nawet o lekarza. Faktycznie, potrzebowała takich informacji, bo
przecież nie był to zwykły zastrzyk, czy zabieg.
- Jak się trzymasz? – zagadnął ją Hazza.
- Jest okej – posłała w jego kierunku miły uśmiech. – Mam już
dość leżenia, chcę trochę pobiegać!
- Ani mi się waż! – zawołała oburzona Alexandra.- Najpierw
wyjdziesz ze szpitala, potem robisz sobie dwa miesiące przerwy od sportów.
- Doprawdy? – Ruda uniosła zaczepnie jedną brew u góry.
- Mam coś dla nas! – zawołał Niall, wyjmując z małej torby
papierowej cztery tabliczki czekolady. Dwie z nich dał Allie.
- A dla nas?
- Eeee, nic z tego! – odparł blondynek.
- Daj spokój Liam – poklepał go po ramieniu Louis. – Horanek
jedzeniem podzieli się tylko z Rudzielcem.
Nialler i Rudowłosa uśmiechnęli się do siebie szeroko.
Michael, bo tak
nazywał się ten student wrócił za czterdzieści minut, mierząc nas wzrokiem.
- Nie powinno już tu was być.
Dziewczyny coś zaczęły do niego burczeć, na co ten zaostrzył
ton głosu, przypominając o kroplówkach i zdrowiu Rudzielca. Już chcieliśmy się
z nią zacząć żegnać, ale atmosfera była napięta. Pseudo lekarzyk stał przy jej
łóżku, gapiąc się na każdy nasz ruch.
Allie zwinnym ruchem sięgnęła po marchewkę ze stolika i
przegryzając ją, powiedziała wesołym tonem.
- No, co jest doktorku?
Wszyscy śmiali się głośno, nawet Michael. Pożegnałem czule
dziewczynę, reszta też obdarowała ją buziakami i wyszliśmy.
~Allie~
Byłam naprawdę bardzo zmęczona, kiedy moi kochani przyjaciele
wyszli. Postanowiłam skorzystać z rady Michaela i trochę pospać.
Obudziłam się po trzech godzinkach. Ból kręgosłupa nie był
już tak palący, brzuch też zaczął mniej boleć. Poszłam się umyć, a kiedy
wzięłam prysznic wsunęłam na siebie legginsy i miękki szary sweterek. Włosy
rozpuściłam, aby spływały mi prostymi pasmami po plecach. Chwyciłam czarną
torebkę i wyszłam ze szpitala.
Niedaleko niego był niewielki market, w którym kupiłam
cukierki i kilka pluszowych misiów. Szybko wróciłam do mojego małego pokoiku w
szpitalu, nei czując się już tak dobrze, jak przed wyjściem. Zdjęłam buty,
jednocześnie zamieniając je na różowe kapcie, które przywiózł mi Zayn,
twierdząc uparcie, że mam je nosić. Wzięłam torbę z pluszakami i ruszyłam w
kierunku oddziału dziecięcego.
Ta część szpitala z pewnością różniła się od pozostałej. Od
wejścia uderzyły mnie jasne kolorowe barwy i stoliki z zabawkami.
Weszłam do pokoju, w którym leżał pięcioletni chłopiec,
Danny, bo tak głosiła tabliczka przy jego łóżku. Nieśmiało zerknęłam na
malucha, jednak on podbiegł do mnie uradowany.
- Łał! – zawołał. – Chodź, proszę, proszę . Wejdź.
Danny był naprawdę śliczny, miał brązowe włosy i oczy w
kolorze lazurowej wody. Zaczął opowiadać mi o sobie, tak jakbym była jego
sąsiadką, czy jakąś znajomą.
- Fajnie jak ktoś Cię odwiedza – mówił smutnym głosem, od
razu zrozumiałam, że nie często ma gości. Wcześniej był wesoły, a teraz nagle zmarkotniał.
- Często ktoś do ciebie przychodzi? – zapytałam cicho, bo
wiedziałam, że ten temat może być dla niego krepujący.
- Nie – pokręcił energicznie główką. – Nie mam rodziców.
Jestem tu codziennie, od zawsze. Mam białaczkę.
- To naprawdę przykre – nie wiedziałam jak się zachować.
Biedny maluch, było mi go tak bardzo szkoda. Po moim policzku spłynęła łza. Ile
jest takich samotnych dzieciaków?
Nagła zmiana nastroju chłopca była zadziwiająca, uśmiechnął
się radośnie, ponownie mnie zagadując. Danny był silny, przyzwyczaił się do
bólu.
- A ty? Czemu tu siedzisz?
- Miałam operację na brzuch – wytłumaczyłam słowami, które
zrozumieć mógł pięciolatek. Przecież ‘niedrożność jelit’ byłaby dla niego
zagadnieniem niewyjaśnionym.
- Bolało? – zapytał, wyraźnie zainteresowany. Pogłaskałam go
po lśniących włosach.
- Tylko trochę – skłamałam. Podałam mu szarego misia i
cukierki. – To dla ciebie, prezent ode mnie.
Maluch rzucił mi się na szyję, ściskając mocno.
- Dziękuję.
*
Allie wróciła do pokoiku, jednak widząc w nim pielęgniarkę
zaklęła cicho pod nosem.
Dobrze chociaż, że to ta miła pani – pomyślała.
- Wiem, gdzie panienka była – zaczęła pierwsza miękkim
głosem. – Masz dobre serduszko, moja droga. Lecz nie wolno poświęcać własnego
zdrowia dla innych.
- Innym należy poświęcać czas, bo Oni nie dostają Go wystarczająco
– odparła zgryźliwie dziewczyna, jak gdyby to była jej wina, że Danny ma
białaczkę.
- Skarbie – powiedziała pani w fartuchu łagodnie, głaszcząc ją
po głowie. – Nic nie poradzisz na cierpienie innych. Nie uratujesz chłopca, a
tym bardziej całego świata, mimo szczerych chęci. Owszem, dzięki tobie maluch
zaznał troszkę czułości i rozkoszy, ale jego czas już się kończy.
- Naprawdę? – zapytała, a jej oczy zachodziły łzami. To
niesamowite, widziała tego chłopczyka pierwszy raz w życiu, a jej serce rwało
się aby tylko być przy nim.
Pielęgniarka pokiwała smutno głową, wychodząc z pokoju.
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uffff, jesteście szaleni! Nigdy nie pomyślałabym,że ten rozdział przyjdzie wstawić mi tak szybko!
Dziękuję za komentarze i proszę, nie zostawiajcie mnie :*
Jutro wybieram się na TIU, hm, już nie mogę się doczekać!
A Wy jak spędzacie trzy ostatnie dni wakacji? :))
rozdział fajny !!! też wybieram się nna TIU ;)
OdpowiedzUsuńwweny ~~ Petit
Dziękuję! O, mile spędzonego czasu życzę :*
UsuńAle świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTak się cieszę, że oparacja przebiegła pomyślnie :D
Rudzielec ma wielkie serca, też mi szkoda tego chłopczyka ;(
Ja niestety ostatnie dni wakacji spędzam w domu :(
Ty także masz wielkie serce :))
UsuńDziękuję Ci bardzo :*
Niestety? Wypoczniesz! U mnie teraz będzie małe zamieszanie, kuzyn ma chrzciny, ja mam problemy ze zdrowiem. Nie będę mieć czasu nawet na pożegnanie wakacji w towarzystwie znajomych.. ://
Rozdział Boski.^^
OdpowiedzUsuńDobrze że operacja się powiodła.:)
Szkoda tego chłopca jest tak ten Oskar z książki pt. "Oskar i pani Róża."
Ostatnie dni wakacji są boskie.:D
Czekam na następny.^^
Życze weny.:**
Dziękuję :*
UsuńTak, pisząc o Dannym, myślałam także o Oskarze :))
Przepraszam, że wcześniej nic nie pisałam na Twoim blogu, ale nie miałam -i nadal nie mam- siły ;c
OdpowiedzUsuńAle się porobiło o_O Ja już nie wiem, czy to mój mózg tak wolno chodzi, czy w Twoim opowiadaniu się tak szybko wszystko dzieje xdd
Tak się cieszę, że ta operacja się powiodła, normalnie skacze z radości :D
Pisz proszę kolejne tak wspaniałe rozdziały <3
Rozumiem, wszystko rozumiem :))
UsuńOj, nie, to chyba ja tak mocno przyspieszyłam tempo. Hm, czas zwolnić?
Dziękuję, kochana <3