czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział 13

~Zayn~
Czekałem, aż Allie obudzi się po operacji. Ustawiałem na jej stoliku soki i owoce.
Kątem oka widziałem jak przeciera pięścią jedno oko. Potem drugie. Kiedy się odwróciłem już siedziała na łóżku.
Do pokoiku weszła pielęgniarka ubrana w biały fartuch. Mimo około pięćdziesięciu lat rysy jej twarzy były delikatne, a buzia okrągła i wesoła. Widać, że ta praca była jej powołaniem.
- Panienko Evans! – zawołała pełnym, ciepłym głosem. – Natychmiast proszę się położyć.
- Nudno tak cały czas leżeć lub spać – zaprzeczyła rudowłosa ze słodkim uśmiechem małej dziewczynki. Zaśmiałem się na ten widok. Po chwili jednak poczułem ukłucie serca, widząc jak luźna jest biała koszulka na jej szczupłym ciele, a wygodne spodnie od piżamy co chwilę zsuwały się jej z bioder.
- Wyjątkowy okaz! – śmiała się pielęgniarka. – dziewczęta w twoim wieku leżą i czytają kolorowe czasopisma.
Allie wydęła usta.
- Jest gdzieś tu blisko oddział dziecięcy? Mogłabym tam zajrzeć?
- Do końca korytarza i w lewo. Ale wybierze się tam panienka, kiedy odłączymy kroplówkę.
I miła pani w fartuchu wyszła, mówiąc coś o lekach.
Przytuliłem moją dziewczynę. Do pokoju weszli chłopcy wraz z dziewczynami. Każdy witał chorą buziakiem w policzek.




- No, jak się czujesz?! – zawołał głośno Horan.
W drzwiach pojawił się lekarz, który syknął na nasz widok.
- Więcej was matka nie miała? – burknął. – Allie nie potrzebuje teraz wrzasków tylko spokoju – wskazał na dwie kroplówki. – Przykro mi, ale muszę prosić was o opuszczenie tego pomieszczenia.
- Proszę, to moi przyjaciele, niech zostaną – uśmiechnęła się tak uroczo, iż byłem pewien, że serce młodziutkiego lekarza rozpłynęło się na ten widok. To dlatego mówił jej po imieniu!
- Dobrze, ale tylko na pół godzinki, pod warunkiem, że będziecie cicho.
Zniknął gdzieś w głębi korytarza.
Dziewczyny szepnęły podniecone.
- Rany, co taki przystojniak robi w szpitalu? On się tu marnuje!
Ruda zachichotała, wcale nie zdziwiona reakcją przyjaciółek.
- Jeszcze tu nie pracuje – zaczęła tłumaczyć. – Jest na medycynie, od trzeciego roku są same praktyki. Siedzi więc w szpitalu tyle, co normalny lekarz i wszyscy biorą go za profesjonalnego doktora.
- A ty skąd tyle o nim wiesz? – powiedziałem z przekąsem. Przyjaciele się zaśmiali, a Allie mruknęła.
- Tak się składa, że muszę wiedzieć, kto robi mi operację.
Skarciłem się w myślach, kurde, jestem zbyt impulsywny. Czepiam się jej nawet o lekarza. Faktycznie, potrzebowała takich informacji, bo przecież nie był to zwykły zastrzyk, czy zabieg.
- Jak się trzymasz? – zagadnął ją Hazza.
- Jest okej – posłała w jego kierunku miły uśmiech. – Mam już dość leżenia, chcę trochę pobiegać!
- Ani mi się waż! – zawołała oburzona Alexandra.- Najpierw wyjdziesz ze szpitala, potem robisz sobie dwa miesiące przerwy od sportów.
- Doprawdy? – Ruda uniosła zaczepnie jedną brew u góry.
- Mam coś dla nas! – zawołał Niall, wyjmując z małej torby papierowej cztery tabliczki czekolady. Dwie z nich dał Allie.
- A dla nas?
- Eeee, nic z tego! – odparł blondynek.
- Daj spokój Liam – poklepał go po ramieniu Louis. – Horanek jedzeniem podzieli się tylko z Rudzielcem.
Nialler i Rudowłosa uśmiechnęli się do siebie szeroko.
 Michael, bo tak nazywał się ten student wrócił za czterdzieści minut, mierząc nas wzrokiem.
- Nie powinno już tu was być.
Dziewczyny coś zaczęły do niego burczeć, na co ten zaostrzył ton głosu, przypominając o kroplówkach i zdrowiu Rudzielca. Już chcieliśmy się z nią zacząć żegnać, ale atmosfera była napięta. Pseudo lekarzyk stał przy jej łóżku, gapiąc się na każdy nasz ruch.
Allie zwinnym ruchem sięgnęła po marchewkę ze stolika i przegryzając ją, powiedziała wesołym tonem.
- No, co jest doktorku?
Wszyscy śmiali się głośno, nawet Michael. Pożegnałem czule dziewczynę, reszta też obdarowała ją buziakami i wyszliśmy.

~Allie~
Byłam naprawdę bardzo zmęczona, kiedy moi kochani przyjaciele wyszli. Postanowiłam skorzystać z rady Michaela i trochę pospać.
Obudziłam się po trzech godzinkach. Ból kręgosłupa nie był już tak palący, brzuch też zaczął mniej boleć. Poszłam się umyć, a kiedy wzięłam prysznic wsunęłam na siebie legginsy i miękki szary sweterek. Włosy rozpuściłam, aby spływały mi prostymi pasmami po plecach. Chwyciłam czarną torebkę i wyszłam ze szpitala.
Niedaleko niego był niewielki market, w którym kupiłam cukierki i kilka pluszowych misiów. Szybko wróciłam do mojego małego pokoiku w szpitalu, nei czując się już tak dobrze, jak przed wyjściem. Zdjęłam buty, jednocześnie zamieniając je na różowe kapcie, które przywiózł mi Zayn, twierdząc uparcie, że mam je nosić. Wzięłam torbę z pluszakami i ruszyłam w kierunku oddziału dziecięcego.
Ta część szpitala z pewnością różniła się od pozostałej. Od wejścia uderzyły mnie jasne kolorowe barwy i stoliki z zabawkami.
Weszłam do pokoju, w którym leżał pięcioletni chłopiec, Danny, bo tak głosiła tabliczka przy jego łóżku. Nieśmiało zerknęłam na malucha, jednak on podbiegł do mnie uradowany.
- Łał! – zawołał. – Chodź, proszę, proszę . Wejdź.
Danny był naprawdę śliczny, miał brązowe włosy i oczy w kolorze lazurowej wody. Zaczął opowiadać mi o sobie, tak jakbym była jego sąsiadką, czy jakąś znajomą.
- Fajnie jak ktoś Cię odwiedza – mówił smutnym głosem, od razu zrozumiałam, że nie często ma gości. Wcześniej był wesoły, a  teraz nagle zmarkotniał.
- Często ktoś do ciebie przychodzi? – zapytałam cicho, bo wiedziałam, że ten temat może być dla niego krepujący.
- Nie – pokręcił energicznie główką. – Nie mam rodziców. Jestem tu codziennie, od zawsze. Mam białaczkę.
- To naprawdę przykre – nie wiedziałam jak się zachować. Biedny maluch, było mi go tak bardzo szkoda. Po moim policzku spłynęła łza. Ile jest takich samotnych dzieciaków?
Nagła zmiana nastroju chłopca była zadziwiająca, uśmiechnął się radośnie, ponownie mnie zagadując. Danny był silny, przyzwyczaił się do bólu.
- A ty? Czemu tu siedzisz?
- Miałam operację na brzuch – wytłumaczyłam słowami, które zrozumieć mógł pięciolatek. Przecież ‘niedrożność jelit’ byłaby dla niego zagadnieniem niewyjaśnionym.
- Bolało? – zapytał, wyraźnie zainteresowany. Pogłaskałam go po lśniących włosach.
- Tylko trochę – skłamałam. Podałam mu szarego misia i cukierki. – To dla ciebie, prezent ode mnie.
Maluch rzucił mi się na szyję, ściskając mocno.
- Dziękuję.


*
Allie wróciła do pokoiku, jednak widząc w nim pielęgniarkę zaklęła cicho pod nosem.
Dobrze chociaż, że to ta miła pani – pomyślała.
- Wiem, gdzie panienka była – zaczęła pierwsza miękkim głosem. – Masz dobre serduszko, moja droga. Lecz nie wolno poświęcać własnego zdrowia dla innych.
- Innym należy poświęcać czas, bo Oni nie dostają Go wystarczająco – odparła zgryźliwie dziewczyna, jak gdyby to była jej wina, że Danny ma białaczkę.
- Skarbie – powiedziała pani w fartuchu łagodnie, głaszcząc ją po głowie. – Nic nie poradzisz na cierpienie innych. Nie uratujesz chłopca, a tym bardziej całego świata, mimo szczerych chęci. Owszem, dzięki tobie maluch zaznał troszkę czułości i rozkoszy, ale jego czas już się kończy.
- Naprawdę? – zapytała, a jej oczy zachodziły łzami. To niesamowite, widziała tego chłopczyka pierwszy raz w życiu, a jej serce rwało się aby tylko być przy nim.

Pielęgniarka pokiwała smutno głową, wychodząc z pokoju.




------------------------------------------------------------------------------------------------------
Uffff, jesteście szaleni! Nigdy nie pomyślałabym,że ten rozdział przyjdzie wstawić mi tak szybko!
Dziękuję za komentarze i proszę, nie zostawiajcie mnie :*
Jutro wybieram się na TIU, hm, już nie mogę się doczekać!
A Wy jak spędzacie trzy ostatnie dni wakacji? :))

Moje czytelniczki :*

Pomyślałam, że warto dodać notkę, która nieco bardziej pozwoli zrozumieć wam wątek. Mianowicie:
*
-  Walker jest postrzegany jako samolubny przystojniak, a nie jest taki w żadnym calu. Jack może i jest nieco pewny siebie (lecz bardziej takiego zgrywa), ma swoje specyficzne poczucie humoru. Tak naprawdę bardzo kocha Allie i zrobiłby dla niej wszystko - Nie spisujcie go na straty! ;)

- Ruda jest chora, ale w jej życiu zaraz pojawią się kolejne problemy. Nie chcę, żebyście uważały, że jest to jakaś perfekcyjna dziewczyna. To normalna dziewiętnastolatka, która wzamian za swoją urodę i dobry charakter zmaga się z innymi problemami.

- Zayn darzy Allie ogromnym uczuciem, a o Jacka jest cholernie zazdrosny. Boi się, ze przystojny piłkarz może spodobać się Rudej.

* Jesli macie jakieś pytania, to odpowiem na nie pod tym postem :))

* Jeszcze tylko trzy komentarze i rozdział 13! :*

środa, 28 sierpnia 2013

Rozdział 12

*

Allie obudziła się w szpitalnym łóżku. Otworzyła oczy, tylko po to, by zaraz je zamknąć, światło mocno ją raziło. Zmrużyła więc piwne oczy, patrząc na Zayna, siedzącego przy posłaniu. Trzymał jej delikatną, porcelanową dłoń w swojej dużej pięści. Musnął ustami opuszki jej palców.
- Uf, jesteś ze mną – szepnął.
- Co się stało? – zapytała równie cicho, acz niepewnie.
- Zemdlałaś, zawiozłem cię do szpitala – jego głos zaczął nabierać troskliwego tonu. – Dlaczego mi nie powiedziałaś, że tak bardzo boli cię brzuch? Lekarze porobili badania – zawiesił głos. – Masz niedrożność jelit… czeka cię operacja.
- Wiem.
- Wiesz? – głos mulata nagle stał się pobudzony, jego oczy zalśniły.
- Żadne leki już mi nie pomagały, musiało to być coś gorszego.
- Mówisz o tym tak spokojnie?! – Malik był poirytowany, pokręcił głową. – Jaki ja jestem tępy! To dlatego tyle czasu spędzałaś w swoim pokoju. Ty po prostu ukrywałaś przede mną cierpienie.
Dziewczyna przytaknęła.
- Kocham Cię, rozumiesz? – zaczął rozmowę inaczej. –  I nic tego nie zmieni.
Ona w odpowiedzi kurczowo złapała jego szarą koszulkę i pocałowała go namiętnie. Kiedy oderwali się od siebie, Rudej nie przeszkadzał już nawet ból, ważne, że miała jego.

Tymczasem Alexandra i Nicole wędrowały po południu do szpitala, w którym leżała ich przyjaciółka. Jak zwykle w kiepskich humorach, kiedy Allie coś się stało.
- Jesteśmy przyjaciółkami. Powinna nam o tym powiedzieć! – świadome były sytuacji, ponieważ dzwoniły dziś do Zayna.
- Znasz ją – mruknęła Alex. – Nigdy nie chce zawracać nam głowy.
- Ale nam ciągle pomaga! – powiedziała Nicole.
- Przecież wiem.
Weszły do szpitala, skierowały kroki do pokoiku Rudzielca, uprzednio pytając pielęgniarki o jego numer. Weszły do środka, pukając cicho w białe drzwi.
Allie leżała na łóżku, w błękitnej luźnej koszulce i krótkich szarych spodenkach. Była blada, zmarnowana, ale po jej twarzy błąkał się uśmiech. Alexandry i Blondynki wcale nie zdziwiło to, że mimo pobytu w szpitalu Allie włosy miała związane w perfekcyjnego kłosa, śliczną, czystą cerę i czyściutkie skarpetki. Zawsze taka była, pachnąca i świeża – pomyślały dziewczyny z wesołym uśmiechem.
- O, widzisz, Zayn? – zawołała Rudzia, widząc przyjaciółki. – Możesz już iść do domu. Poradzę sobie.
- Ani mi śni! – odpowiedział hardo, przysuwając się do niej jeszcze bliżej.
- Daj spokój, zajmiemy się nią – namawiała go Nicole. W końcu po długich negocjacjach pojechał do domu się przespać. Wcześniej oczywiście trzy razy pożegnał się z ukochaną, przestrzegając ją i czule całując w czoło.
Po jego wyjściu Ruda dostała jeszcze wykład morałów od koleżanek.
- I żeby mi to było ostatni raz! – mówiła Alex, grożąc jej palcem.
Allie potakiwała lekko głową, czując jednak coraz większe rozbawienie.
Potem zaczęły się wygłupiać i rozmawiać, ich obecność była naturalna, tak jak oddychanie, spędzanie ze sobą czasu nie wymagało od nich żadnego wysiłku.
- No jak tam z Zaynem? – zagadnęła Nicole. – Pewnie wesoło, grr – żartowała.
- Zamknij się – rzucił jej Rudzielec, zamykając koleżance buzię. – Bez takich!
Ta tylko wymieniła z Brunetką spojrzenie, co nie uszło uwadze Allie.
- Ej! – jęknęła.
Żartowały tak jeszcze trochę, aż w końcu opuściły przyjaciółkę, bo ta nalegała, że powinny iść już do chłopaków.
Racja, w końcu to Ruda zajmowała się zawsze Zaynem, Harrym i Niallem – pomyślały.
Dziewczyna nie mogła zasnąć, popracowała więc nad kolejnym opowiadaniem do redakcji.
Sięgnęła po butelkę zimnej coca-coli, napój ochładzał jej i tak już wyziębione ciało, a bąbelki przyjemnie drażniły gardło. Zakrztusiła się colą, widząc w drzwiach Jacka z bukietem kwiatów w ręku.
- Cześć – powiedział z uśmiechem, całując ją w policzek. – Jak się czujesz?
Oniemiała, nie odpowiadała chwilę. Zawahała się i odrzekła.
- Fajnie Cię widzieć. Bywało lepiej. – zmusiła się do bladego grymasu, który miał być uśmiechem.
Jack uniósł brew do góry, udając, że nie widzi dezorientacji dziewczyny, którą obdarował wielkim uczuciem miłości.
- Hm, to dla ciebie – podał jej piękne, kolorowe kwiaty.
- Dziękuję. Nie trzeba było, naprawdę – przerwała na chwilę, zmarszczyła czoło, mówiąc. – Skąd wiesz, że tu jestem?
- Przepraszam – spuścił delikatnie głowę - nie wytrzymałem, zadzwoniłem do twoich koleżanek.
- Nic się nie stało – Ruda uśmiechnęła się tym typowym dla niej, promiennym uśmiechem.
Rozmawiali chwilę o bardziej przyziemnych sprawach, aż w końcu Jack zaczął rozmowę, której tak bardzo się obawiała.
- Wiem, że mało się znamy – mówił Walker. – Ale to nie zmienia faktu, że Cię kocham. Nie rozumiesz tego? Zrobię dla ciebie wszystko.
I nie czekając na odpowiedź pocałował ją, po raz kolejny. Nachalnie, napierając na jej wargi niemal brutalnie. Allie odepchnęła go lekko.
Chłopak po jej reakcji przygotowany był na krzyk, wrzask, czy coś podobnego. Jednak cierpliwość nie opuściła Rudowłosej i teraz. Odpowiedziała spokojnie, acz oschle. 
 -  Jedyne, co mogę ci zaoferować to przyjaźń. Wybacz, Jack.
 - Ona mi nie wystarczy –  odparł rozpaczliwie.
- Musi.

Szatyn pomyślał, że wygląda jak bogini, za którą każdy przepada i zatraca się jej pięknem. Dziewczyna natomiast w tym samym czasie w myślach uznała, że ma tak wiele wad, że wcale nie jest tak świetna, jak uważają. W jej głowie pojawiły się obrazy zastrzyków, wszystkich leków, które zażyła. Obrzęki, jakie powstawały na jej ciele po dużych dawkach morfiny. Potrząsnęła głową, aby rozmyć te straszne myśli. Zamrugała kilka razy, tak by pozbyć się nienarodzonych jeszcze łez.





--------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym rozdziale zadbałam o więcej dialogów i powraca... Jack! :))Wiem, że za nim nie przepadacie, ale myślę, że z nim wątek opowiadania będzie ciekawszy, bardziej napięty i rozbudowany
Rozdział 13 pojawi się dopiero wtedy, gdy dwunastkę  skomentuje  osiem osób. Przepraszam, nie chcę ustalać jakiś durnych limitów, ale potrzebna mi motywacja, a wiem, że stać was na więcej!  

wtorek, 27 sierpnia 2013

Rozdział 11

~Zayn~

Wybrałem się dziś z Allie na miasto. Szliśmy uliczkami Londynu , gdy splotłem nasze dłonie.
-Jesteś pewny? – powiedziała cicho.
-Jesteś moją dziewczyną – objąłem ją czule. – Przykro mi, ale Directioners muszą zrozumieć moje szczęście.
Usłyszałem jak wzdycha cicho, to oczywiste, że obawiała się reakcji dziewczyn. Pamiętam, jak miesiąc temu padły złe komentarze na temat Nicole. Allie bardzo ją wspierała. Potem ludzie zaczęli komentować lekką otyłość Alexandry, Rudzielec zaoponował i od tej chwili dziewczęta mają spokój.
Nie pozwolę na to, aby ktoś ją skrzywdził.
Skierowaliśmy kroki w kierunku przytulnej kawiarni. Odwróciłem się na kilka chwil, by złożyć zamówienie przy małym barze, a kiedy skierowałem kroki w kierunku stolika – przy mojej dziewczynie siedział jakiś chłopak. Dobra, przyznaję się, jestem zazdrosny. Cholernie zazdrosny. Ale jak tu nie być? Włożyła białą krótką sukienkę, a wcięcie w talii podkreśliła rudym paskiem. Niedługi materiał odsłaniał jej zgrabne, opalone nóżki, w dodatku każdy facet się za nią oglądał!
Szybko podszedłem do stolika, Allie znudzona owym kolesiem podpierała głowę na dłoniach, a on patrzył w nią rozmarzony. Teraz byłem już na maxa poirytowany.
- Dasz mi swój numer? Umówimy się na drinka, chyba, że od razu wolisz przejść do rzeczy – ten chamski blondyn puścił jej oko.
- Żartujesz sobie chyba – odparła, patrząc na niego z nieskrywaną pogardą.
- Lubi te rzeczy, ale tylko ze mną – powiedziałem głośno, całkowicie zdenerwowany. – Więc wypad, kolego, bo ta pani jest już zajęta.
Ku mojemu zdziwieniu chłopak nie robił żadnych wyrzutów, od razu czmychnął z kawiarni. Usiadłem naprzeciwko Allie.
- Odwróciłem się na krótką chwilę, a już ktoś podrywa moją dziewczynę!
Zaśmiała się melodyjnie, poczym rzekła zalotnym tonem.
- Sam już to powiedziałeś – twoją dziewczynę. Poza tym, to za tobą szaleją miliony ślicznotek i to ja powinnam być zazdrosna.
- Co ty nie powiesz? – przekomarzałem się z nią.
- Zgadza się panie Malik.
- Mimo wszystko,  kobieta mojego życia siedzi tuż przede mną, czy jej się to podoba, czy nie – zakończyłem ten temat krótkim pocałunkiem w jej usta.

Kiedy wróciliśmy do naszego domu, byłem w błogim stanie. Wreszcie mieszkaliśmy sami, w pięknym domu, oazie spokoju. Allie powoli uzupełniała go drobnymi detalami według własnego uznania, jest perfekcjonistką i dba o każdy szczegół.
Położyliśmy się na miękkim dywanie w salonie i oglądaliśmy nasze zdjęcia, które już trafiły do sieci. Zakryła oczy dłonią, mówiąc:
- Jak możesz to poinformuj mnie, jak krytyczny jest stan opinii na mój temat.
Zacząłem więc czytać, jednak widziałem tylko komentarze typu:
# Gratulacje Zayn! Cieszymy się, że wreszcie masz Ją przy sobie!
# Directioners cieszą się z Waszego szczęścia. To piękna dziewczyna!
# Wreszcie, wreszcie, wreszcie – pisał mój znajomy. – Myślałem, że już nigdy jej nie zdobędziesz! Łał, warta zachodu!

- Malik, dlaczego się nie odzywasz? – powiedziała rozpaczliwie płomiennowłosa. Zaśmiałem się cicho. Jak to możliwe, aby tak wspaniała dziewczyna miała takie niskie poczucie pewności?
- Otwórz oczka – poleciłem. – Poczytaj.
Z lekkim ociąganiem zaczęła przebiegać oczyma ekran laptopa. Z sekundy na sekundę jej uśmiech stawał się szerszy. Kiedy odwróciła wzrok w moim kierunku, przytuliłem ją mocno. A ona rzuciła mi się w ramiona.

*

Zayn zerknął na Rudzielca przestraszony. Dziewczyna trzymała się za brzuch, w jednej chwili stała się blada ‘jak ściana’, w jej oczach stanęły łzy bólu.
-Co się dzieje, skarbie? – szepnął mulat. – Jak mogę ci pomóc?

Nie zdążyła odpowiedzieć, runęła na podłogę.







---------------------------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, kochani :) 
Postanowiłam dodać kolejny rozdział, koniec wakacji zbliża się nieuchronnie tak więc zmieńmy atmosferę! 

Jeśli przeczytałeś, proszę, zostaw  po sobie choćby  jedno słówko.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 10

~Allie~

-Zayn, gdzie my jedziemy? – zapytałam bardzo ciekawa.
-Nie powiem ci, bo popsuję niespodziankę – odpowiedział z tajemniczym uśmiechem, prowadząc samochód. – Spodoba ci się, zobaczysz.
Odszukał moją dłoń i ścisnął ją delikatnie.
Po paru minutach Zayn zaparkował bmw przed wielkim zniewalającym domem. Otworzył mi drzwi i wziął za rękę.
-Jest piękny – powiedziałam rozmarzona, a on obserwował mnie uważnie z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach. – Mieszkają tu jacyś Twoi znajomi?
Wyjął klucze z kieszeni bluzy i otworzył mi drzwi. Poczułam jak moje nogi unoszą się do góry. Zayn przeniósł mnie przez próg. Nadal trzymając na rękach, powiedział:
-Kochanie, nasz nowy dom.
Patrzyłam na niego zdezorientowana. W mojej głowie pojawiło się tysiąc myśli.
-Nie żartuję – odrzekł jakby czytając w moich myślach, przytulając mnie mocno.
Podłoga przedpokoju wyłożona była wielkimi, drogimi kaflami. Mój chłopak zaprowadził mnie do salonu w barwach szarości i bieli. Z boku stał kominek, niedaleko wielki telewizor, a pośrodku przepiękna, biała sofa i dwa fotele. Na ścianie wisiało mnóstwo czarnych i białych ramek. W każdej z nich widniały nasze wspólne zdjęcia.
Nagle do oczu napłynęły mi łzy szczęścia. Mulat otarł je kciukiem.
- Dziękuję – wyszeptałam. – Jesteś wspaniały.
- Zrobię wszystko, żebyś tylko była szczęśliwa – odpowiedział równie cicho, by nie zepsuć subtelnej atmosfery.
A mówią, że ideały nie istnieją, to prawda. Ale ktoś może być idealny dla innej osoby, to jest już możliwe. Zayn jest właśnie moim ideałem.
- Chodź, pokażę ci resztę naszego domu – rzekł, kładąc szczególny nacisk na słowo ‘naszego’.
Kuchnia była równie wspaniała i dostojna, jak reszta domu. Górowało w niej ciemne drewno i biel. Była naprawdę duża i przestronna. Wszystko lśniło nowością. Po środku stała duża wyspa, a pod ścianą blaty i sprzęty kuchenne. Potem poprowadził mnie do wielkiej łazienki, z elementami drewna i szarymi kafelkami.
Poszliśmy na górę, gdzie znajdowały się cztery pomieszczenia. Pierwszym była garderoba. Drugim najpiękniejsza sypialnia, jaką widziałam w życiu.
-Wybrałem największe łóżko, jakie było – powiedział Zayn, poruszając zabawnie brwiami. Zaśmiałam się.
-Doprawdy? – przybrałam kokieteryjny ton głosu. Malik zlustrowałam mnie wzrokiem, poczynając od twarzy, szarego topu, przechodząc do krótkiej obcisłej spódniczki w błękitne wzory, potem zerknął na moje opalone nogi, a następnie siwe szpilki.
Położył ręce na moich biodrach i przyciągnął do siebie. Zaczął namiętnie całować, w między czasie kładąc dłoń na udzie, wędrował nią powoli do góry, zatracając się w pocałunku.
Zadzwonił jego telefon. Zayn nie zwracał na niego uwagi, jednak kiedy ktoś dzwonił już trzeci raz z rzędu, oderwałam się od chłopaka, mówiąc:
-Odbierz.
Zaśmiałam się cicho, widząc jego rozczarowaną minę. Podniósł komórkę, mówiąc od niechcenia.
-Halo?
-Oprowadzasz swoją ślicznotkę, czy zapomniałeś co masz robić? – rozpoznałam rozbawiony głos Nialla. – jakbyś nie pamiętał mieszkam naprzeciwko i mam na was fajny widok.
-Spadaj – warknął Malik, lecz nie po to, by dokuczyć przyjacielowi! – Nie masz innych rzeczy do roboty?
Rozmawiali jeszcze chwilę, poczym Zayn się rozłączył, zwrócił się do mnie.
-Mamy wścibskiego sąsiada.
Podeszłam do wielkiego okna i pomachałam Horankowi, odwzajemnił gest z zadowoleniem.
-Chodź – objął mnie mulat. – Pokażę ci resztę.
Otworzył drzwi i moim oczom ukazały się dwa puste, pomalowane na biało pokoje.
-Za kilka lat nasze dzieci będą mieć tutaj pokoje.
-Pomyślałeś o wszystkim – odparłam. – Kiedy to załatwiłeś? Przecież każdą sekundę spędzałeś ze mną!
-Z miłości do ciebie – jestem w stanie zrobić wszystko!
Zeszliśmy po schodach na dół i wyszliśmy do ogromnego ogrodu. Z boku zobaczyłam duży basen, niedaleko leżaki. Trawa były równo przystrzyżona, zasadzono piękne kwiaty. Byłam pod dużym wrażeniem.
Malik zaprowadził mnie przed dom i wskazywał na sąsiednie budynki.
-Naprzeciwko mieszka Niall – tłumaczył. – Tuż obok – w tym momencie pokazał na dom za płotem. – Harry. A na końcu ulicy, jakieś 200 metrów stąd Lou i Nicole. A po drugiej stronie mniej więcej 150 metrów Liam i Alexandra.
Wydałam z siebie melodyjny krzyk zachwytu, ale jestem szczęściarą.
-Przykro mi – powiedział Zayn z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. – Horan powiedział, że razem z Hazzą będzie nas bardzo często odwiedzać!

Teraz parsknęłam śmiechem. Już to widzę, nie mogłoby być inaczej!




--------------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział dedykuję moim kochanym, którzy skomentowali poprzedni rozdział, tak jak prosiłam, a mianowicie - Agucha. , Mania Młyn, leksipl, Natalia Horan, martatomlinson, Anonimek i Mimi Loo - dziękuję, że poświęciliście mi chwilkę i daliście motywację ♥. Nie zapominajmy także o SuperModa12, bo Madzia, mimo bardzo bolącej ręki była ze mną, wielkie brawa dla tej pani :*
Podoba Wam się 'dziesiątka' ? :))









czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 9

*
Weszli do domu o trzeciej nad ranem, zupełnie rozbawieni.
Oj, nie – nie byli pijani.
Po prostu szczęśliwi z całego przebiegu zdarzeń.
Cichutko, na paluszkach wbiegli po schodach do sypialni Zayna.
-Od teraz śpisz ze mną – Malik poruszył ostentacyjnie brwiami. Za to Allie wybuchła tylko stłumionym śmiechem.
Chłopak zaczął ogarniać pokój, a Evans pobiegła do łazienki. Wróciła z niej po parunastu minutach w czarnej, krótkiej matowej koszuli nocnej. Włosy spływały jej delikatnymi falami, aż za żebra. Na jej widok mulat przygryzł dolną wargę. ‘Kusisz’ – pomyślał. Zayn poszedł w ślady dziewczyny i po chwili również wyszedł z łazienki, w samych ciemnych bokserkach, z gołym torsem. Teraz to Ona zerknęła na niego, a w jej oczach tliła się nutka pożądania.
Położył się na duże, szare łóżko. Allie usiadła na biurku, lustrowali się wzrokiem. Na ich twarzach widniały delikatne uśmiechy. Wstał i podszedł do niej, jednak ona odeszła dalej, przesunęła się w kierunku ściany. Na jego ustach pojawił się wyzywający uśmiech, tak, wywoływała u niego coraz większe uczucie pożądania. Zmniejszył odległość między nimi i przywarł Ją do ściany. Nie miała możliwości ucieczki. Zaczął obdarowywać ją pocałunkami na szyi, obojczykach i ramionach, powoli wędrując w kierunku ust. A kiedy do nich dotarł, pozwolił sobie na zatracenie. Pocałunek stawał się coraz gorętszy i zmysłowy. Allie wplotła palce w jego włosy, a  On położył rękę na jej talii. Dziewczyna chciała się od niego oderwać, jednak on specjalnie jeszcze bardziej pogłębił pocałunek…
Siedem godzin później*
~Zayn~
Z przyjemnością patrzyłem, jak śpi, oddychając miarowo, Okryłem kołdrą nagi skrawek jej ciała. Była taka piękna. Najpiękniejsza na świecie.
Zerwałem się z łóżka i pobiegłem do kuchni, aby przygotować śniadanie dla Allie. Jedyną osobą na dole była Alex, siedząca przy wyspie z kawą w ręku. Gdy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się szczerze. Zapytała, prosto z mostu:
-Przyznaj się, Zayn!
Udałem, ze nie wiem, o co jej chodzi.
-Nie rozumiem – zmarszczyłem czoło.
-Szłam wczoraj do łazienki, widziałam, jak wracacie razem z Rudzielcem – odparła rzeczowo, jednak głosem pełnym szczęścia.
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo znów przejęła inicjatywę.
-Jesteście ze sobą, czuję to.
-Skąd możesz wiedzieć? – zapytałem, sam bardzo ciekawy.
-Widać to! – zaśmiała się. – Czuć od ciebie miłością na kilometr!
-I vice versa.
Zabrałem się do robienia śniadania dla ukochanej, a Alex w tym czasie dawała mi wskazówki: „Allie lubi, jak chłopak… Allie nie lubi, jak chłopak…”
Przyznam, że były to przydatne rzeczy, tym bardziej, że wiem, iż moja dziewczyna przeprowadzała z Liamem i Louisem podobną rozmowę na temat przyjaciółek.
Podziękowałem brunetce przyjacielskim buziakiem w policzek i pognałem z jedzeniem na górę. Na metalowej tacy przygotowałem sok, kawę z dużą ilością mleka - bo tylko taką piła-, omlety i podłużny wazon z jedną pudrową różą. Akurat, gdy wchodziłem do pokoju,
MOJA ALLIE wstawała, przetarła uroczo zaspane oczy i spojrzała na mnie zdziwiona.
-To dla ciebie – położyłem przed nią efekt mojej pacy.
-Przecież… nie musiałeś tak wcześnie wstawać, żeby zrobić mi śniadanie!
-Dla ciebie wszystko – pocałowałem ją czule w czubek głowy.
Po śniadaniu czekałem na Rudzielca w swoim pokoju, podczas gdy ona szykowała się w łazience. Najpierw pograłem na PSP, potem odpisywałem fankom na TT. Następnie leżałem bezczynnie, gapiąc się w sufit. Każda minuta bez niej była dla mnie jak godzina. Gdy wyszła… odebrało mi mowę! Miała na sobie pudrową marynarkę, pod nią białą matową koszulkę, a najbardziej oniemiałem na widok jej pięknych, długich nóg, które okrywała jedynie kremowa spódniczka. Wyglądała perfekcyjnie. Uwielbiałem w niej to, ze zawsze była taka kobieca. Każdy detal miała doskonale dopracowany. Cała Allie!
-Rany, ale mam szczęście – tylko tyle udało mi się wydukać.
Sam zaś ubrałem się czarne spodnie i granatową koszulkę z kieszonką na klatce piersiowej. Zeszliśmy na dół, gdzie już spożywali posiłek nasi przyjaciele. Przygarnąłem swoją dziewczynę bliżej siebie, do moich uszu dobiegł jej cichy melodyjny śmiech.
Przywitaliśmy się z resztą, po czym stanąłem bardziej na środku.
-Chcieliśmy Wam coś ogłosić… - powiedziałem ze szczerym uśmiechem na twarzy. – Ja i Allie jesteśmy parą.
-Wreszcie – skwitował Louis.
Zerknąłem na przyjaciół, dziewczyny od razu podbiegły wesołe do Rudzielca, Liam i Tomlinson razem z Niallem zaczęli mi gratulować. Harry z małym opóźnieniem, nieco przymulony podszedł do mnie z radosnym uśmiechem.
-Fajnie, że wam się ułożyło. To najwspanialsza dziewczyna, jaką mogłeś spotkać, nie zmarnuj tego!
-W życiu! – Kątem oka zerknąłem na moją dziewczynę, Horan przytulał ją czule i całował. W mgnieniu oka znalazłem się obok nich. – Ej, blondynek! Ona jest m-o-j-a. Zrozumiano?
-A pożyczysz kiedyś? – wyszczerzył zęby.
-Nie! – niemal krzyknąłem, ściskając płomiennowłosą.
-Zayn – szepnęła Allie. – Zaraz mnie połamiesz.
Wszyscy wybuchli niepohamowanym śmiechem.




---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam do Was kilka spraw, mam nadzieję, że poświęcicie mi te dwie minutki :)
Chodzi przede wszystkim o komentarze. Czy to naprawdę tak wiele napisać jedno słowo, że rozdział jest dobry/kiepski?
Ostatni rozdział miał ponad 100 wejść, a skomentowało go... 5 osób! I to własnie tym osobom bardzo bardzo dziękuję :*
Resztę bardzo proszę o pozostawienie opinii z komentarzem. To naprawdę motywuje! 


poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 8

*

Allie wracała właśnie ze szpitala, z radością w sercu, taką, która nie gościła u niej od dawna. Lekkim krokiem przemierzała ulice Londynu, uśmiechając się do dzieci. Zawsze lubiła maluchy. Urocza dziewczynka o jasnych kręconych włosach podeszła do niej z rozbrajającym uśmiechem na delikatnych usteczkach. Stanęła obok rudowłosej i również oglądała wystawę z pięknymi sukniami.
- Ta by pani pasowała – powiedziała malutka, wskazując na kremową suknię godną Cesarzowej Elizabeth. – Wyglądałaby pani, jak królewna.
- Tak? – odparła Allie, po czym kiwnęła głową w kierunku sukieneczki w kolorze kwiatu wiśni. – W tej byłabyś księżniczką.
Po chwili z kwiaciarni obok wyszła mama dziewczynki, widząc tą scenę uśmiechnęła się przepraszająco w kierunku Rudzielca.
Pochłonięta gwarem miasta, wystawami drogich sklepów zorientowała się, że dzwoni jej telefon. Nie patrząc na wyświetlacz, odebrała.
-Halo?
- Uhh, dlaczego nie odbierasz?! - po drugiej stronie usłyszała zdenerwowany głos przyjaciela. Przyjaciela, którego darzyła tak głębokim uczuciem, zwanym powszechnie miłością.
- Nie słyszałam. Przepraszam.
- Dobra, karę dostaniesz w domu – Ruda nie widziała Zayna, lecz była pewna, że na jego twarzy gości w tym momencie łobuzerski uśmieszek. – Gdzie jesteś?
-Byłam na zdjęciu gipsu – odpowiedziała spokojnie, idąc już teraz w stronę domu chłopców szybszym krokiem.
- O rany, na śmierć zapomniałem! – mulatowi załamał się głos. – Miałem cię zawieźć! Słuchaj, spotkajmy się w naszym parku, będę tam na ciebie czekał.
Rozłączył się. Ruda więc skręciła w prawo, do ulubionego miejsca jej i Zayna spacerów.
Kiedy doszła do ustronnego parku, w zacisznej części miasta, Malik już tam na nią czekał. Miał spuszczoną głowę, ręce niedbałym gestem włożone w przednie kieszenie czarnych spodni.
-Przepraszam – powiedział cicho. Ona objęła go za kark, a on przyciągnął ją do siebie bliżej, położył dłonie na jej talii.
-Przecież nic się nie stało – wyszeptała w odpowiedzi.
Chłopak spojrzał na nią, wyglądała ślicznie – miała na sobie śnieżnobiałą koronkową sukienkę, idealnie komponującą się z jej mleczną karnacją i płomiennymi włosami.
 I zrobił to, czego od tak dawna pragnął. Pochylił się i pocałował ją, delikatnie, lecz namiętnie. A kiedy odwzajemniła pocałunek, pogłębił go, sprawił, by ten stał się gorętszy. Allie kurczowo złapała go za koszulkę, sama jeszcze mocniej się zatracając.
Oderwali się od siebie, bo jak wiadomo – człowiekowi potrzebny jest tlen do życia. Dziewczyna spojrzała na Zayna, a w jego brązowych tęczówkach zauważyła długo skrywane uczucie. Wziął ją na ręce i jednym ruchem posadził na drewnianej balustradzie mostku, pod którym przepływał strumyk. Westchnął.
-Kocham Cię – powiedział.
Tak długo czekała na te słowa, aż w końcu, kiedy je usłyszała nie była pewna, czy są prawdziwe. Zerknęła na mulata, ale jego oczy płonęły szczerością. Już chciała odpowiedzieć, lecz on nieświadomie przerwał jej potokiem słów.
- Wiesz, jak żałuję, że tak późno to sobie uświadomiłem? Bardzo długo biłem się z myślami. Tęskniłem, nawet wtedy, kiedy się spotkaliśmy. Wiesz dlaczego? Bo byłem świadomy tego, że nie jesteś moja. Bałem się, że nie zechcesz ze mną rozmawiać, że mnie nie wysłuchasz. Ale ty mi wybaczyłaś, wtedy to poczułem. Poczułem, jak bardzo cię kocham. Chciałem z tym walczyć, ale… - przerwał, by zaczerpnąć tchu. – ale moje uczucie do ciebie jest zbyt silne.
Przerwał i spojrzał na ukochaną wyczekująco.
- Ja też cię kocham – powiedziała melodyjnym, miękkim głosem. Głosem, który mógłby ukoić każdą ranę Zayna. Na dźwięk tych słów na jego twarzy ukazał się tak piękny i szczery uśmiech, jakiego świat jeszcze nie widział. Chwycił ją w ramiona i przycisnął mocno do piersi. Uniósł delikatnie i okręcił wokół własnej osi.
Stali tak długo, wtuleni w siebie, a ich serca połączyła niewidzialna nić. Nić bliskości, której nikt, ani nic nie będzie w stanie zerwać.
Spacerowali po parku, śmiejąc się i wspominając stare czasy.
-Fakt – przyznała rozmarzona Ruda. – Nasze dzieciństwo było wspaniałe.
Mulat przytaknął, a potem przypomniał swojej dziewczynie („swojej dziewczynie” – jak to pięknie brzmi) kolejną wesołą historię z czasów, kiedy mieli po sześć lat.
Potem jedną ręką objął ją w talii, pocałował jej dłoń i powiedział z pełną powagą:
- Czy Pani Malik da się zaprosić na romantyczną kolację?

- Ależ oczywiście – uśmiechnęła się. 



----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jest to, na co czekaliście! 
Mam nadzieję, że Wam się spodoba i osoby, które dotychczas nie komentowały napiszą choć jedno słówko! :)
Chcę również podziękować za ponad 2000 wyświetleń, jesteście niesamowici ♥

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 7

*

Ruda często marzyła. Tak naprawdę czasami to tylko to trzymało ją w przekonaniu, że będzie dobrze. Marząc, wyobrażała sobie idealny świat. Świat, w którym codziennie widziałaby uśmiechniętych przyjaciół. Właściwie, to oni niemal zawsze mieli dobre humory, jednak chciała, aby ich życie było doskonałe, bezproblemowe. Zazwyczaj myślała o tym, że o ile  łatwiejszy byłby jej świat, gdyby nie kłótnie Zayna z Jackiem. Bardzo jej na nich zależało. Na obu, a tak bardzo nie chciała wybierać pomiędzy nimi, raniąc przy tym któregoś z nich. Jednak kiedyś ten moment musiał nadejść, dobrze o tym wiedziała. A zbliżał on się dużymi krokami, nieuchronnie. Niczym burza obwieszczał nadejście grzmotami, a co jakiś czas niebo rozjaśniała błyskawica. Im przerwa między obydwoma zjawiskami była krótsza, tym szybciej nadejść miało najgorsze.
Bóle pozwalały jej na coraz mniej. Czasami ledwo była w stanie chodzić. Krople do oczu nie pomagały, a twarz ponownie zrobiła się blada. Ile czasu można było zapobiegać wszystkiemu morfiną? Z czasem i ta przestała uśmierzać ból, bo jej organizm się na nią uodpornił.  
Tego ranka Allie wstała z łóżka kompletnie zmarnowana. Od incydentu z Jackiem wydawała się być nie obecna. Chłopak dzwonił do niej i pisał, ale nie odpowiadała. Wyjrzała przez okno i kolejny raz w ciągu ostatnich dni umocniła się w fakcie, że nie warto wstawać – padał deszcz, było zimno, mimo, iż kalendarz oświadczał, że dziś jest 24 lipca. Naciągnęła na stopy białe skarpetki i powolnym krokiem ruszyła ku łazience. Kiedy zobaczyła swe odbicie w lustrze, podskoczyła.
-E, panno Evans, czas się ogarnąć.
Wyszła z toalety i wróciła za kilka sekund, w ręku trzymając dużą kosmetyczkę. Zaczęła wyciągać z niej kolejne witaminy. Wycisnęła sześć kapsułek różnorodnych leków. Zakropliła kropelki do oczu.
Do łazienki zajrzał uradowany Zayn. Bardzo martwił się o przyjaciółkę, nie chciał dopuścić do siebie myśli, iż może być chora.
- Cześć, piękna! Świetnie, że wstałaś. Mogę coś dla ciebie zrobić?
- Po pierwsze – puka się Malik. Po drugie, możesz. Proszę o szklankę wody.
Nim się obejrzała mulat był z powrotem. Podał jej to, o co prosiła.
- Coś jeszcze? – nakręcał się. - Oferuję masaże, gorące kąpiele…
Rudzielec zatkał mu buzię. I pokazał na drzwi. Posłuszny Zayn wyszedł.
Dziewczyna szybko połknęła tabletki, wzięły prysznic, a następnie nabalsamowała obolałe ciało. Potem zabrała się za lekki makijaż i suszenie włosów. Po czterdziesto minutowej okupacji łazienki wyszła z niej świeża, wesoła – dawna Ruda. Niestety, tylko na zewnątrz.
Weselszym już krokiem zbiegła po schodach do salonu. Każdy z przyjaciół był zaspany i chodził jakiś rozdrażniony. Ruda była pewna, że to pogoda tak na nich zadziałała.
Wróciła szybko do swojego pokoju, ubrała koszulkę z kolorowymi nadrukami, ciemne dżinsy. Było chodno więc narzuciła czarną bluzę, nadal uważając by nie naruszyć ręki w gipsie. W przedpokoju, gdy zakładała czarne vansy, usłyszała głos Malika.
-Gdzie idziesz, księżniczko? – wskazał na drzwi. - Pada.
Wspięła się na palce i powiedziała mu swój plan. Kiedy skończyła, rzucił jej tylko, że jedzie z nią, ściągnął z wieszaka ciemną bejsbolówkę, chwycił ze stołu kluczyki do bmw i wyszli.
Szarmancko otworzył jej drzwi, a dopiero potem sam wsiadł. Zayn odpalił auto i włączył radio, a Rudzielec od razu przełączył na kanał z muzyką reggae, bo właśnie takich ‘nut’ uwielbiała słuchać.
-Fajne – skomentował piosenkę mulat. – Gust muzyczny ci się nie zmienił – dodał, zerkając na Allie. Ta pokiwała tylko głową.
Po chwili Bad boy ponownie zagaił.
-Co zrobimy z Jackiem?
-My? Raczej ja – Tym razem odpowiedziała, skrzywiła się i dodała – jakoś dam radę.
Malik chwycił dziewczynę za dłoń, którą przyłożył sobie do serca.
-My. Pamiętaj, My.
-Dziękuję, Zayn. Dziękuję, że jesteś – powiedziała cicho.
-Dla ciebie wszystko, mała – chłopak uśmiechnął się. Nagle zaczął intensywnie myśleć:
Kiedy będzie mógł powiedzieć jej o swojej miłości? Już nie długo – postanowił. Niech tylko ona otrząśnie się z tego głupiego Walkera. Na myśl o piłkarzu zacisnął szczękę.
-O, już jesteśmy – z zamyślenia wyrwała go Ruda, pokazując na sklep. Wysiadła z samochodu, mulat podszedł do niej i objął z tyłu w talii. Dziewczyna nie zaprzeczyła, chociaż na tyle mogła mu pozwolić. Uśmiechnął się z zadowoleniem.
Kosz w supermarkecie szybko się zapełniał.
-Naprawdę tyle tego potrzebujemy? – pytał zdezorientowany Zayn. – Przecież nie pozwolę Ci się zamęczyć z taką ilością gotowania!
-Spokojnie – Evans uśmiechnęła się łagodnie. – Trochę pracy mi nie zaszkodzi.
Szybko zapłacili i pojechali do domu. Gdy wrócili, w salonie było pusto i cicho. Dopiero, kiedy zerknęli na zegarek, uświadomili sobie, dlaczego. Była 10 rano, przyjaciele poszli się pewnie jeszcze dospać. Allie spojrzała na mulata, wyglądał na zmęczonego, pewnie także się nie wyspał.
-Idź spać – poleciła.
Ten zaprzeczył, oburzony:
-Co ty! Przecież cię nie zostawię.
Tłumaczył coś jeszcze, w tym samym czasie usiadł na białą, piękną sofę. Rudzielec wrócił do kuchni, ale po paru minutach zajrzała do salonu, aby się upewnić, czy wszystko w porządku. Serce rozpłynęło się jej na ten widok – Zayn, przyciskający poduszkę do torsu, zwinięty w kłębek na kanapie. Sięgnęła po miękki koc z fotela i z troską okryła nim przyjaciela.
Sama z radością powędrowała do kuchni i zaczęła gotować. Upiekła smakowicie wyglądające i pachnące babeczki - w dodatku z doskonałym zmysłem artystycznym udekorowała je lukrem, kolorowymi posypkami i polewami.  Potem przygotowała w dużych szklankach sorbety owocowe. Szybko zrobiła koktajle truskawkowe, które wlała do kieliszków od wina. A na koniec wyjęła z piekarnika ciasto czekoladowe, które wyglądało tak dostojnie i królewsko, a wprawdzie wykonywało się je w piętnaście minut. W wazon włożyła kilka różowych gerberów i ustawiła jedzenie na stole. Ze zdziwieniem stwierdziła , że jest dopiero chwilę po dwunastej, więc cichutko udała się do swojego pokoju. Tam przebrała się w śliczną białą sukienkę, tym samym z radością zauważając, iż zza chmur wesołym blaskiem zalśniło słońce.
Wyszła z domu, na wizytę lekarską i zdjęcie gipsu. Lekarzem był starszy pan,  bardzo miły, spokojny i rozważny. Powitał ją z sympatycznym uśmiechem na twarzy i przystąpił do zdjęcia dużego opatrunku. W tym samym czasie cały czas zagadywał dziewczynę.
-Bardzo mi się podobasz – powiedział w końcu do niej.
Ruda przekrzywiła głowę, zastanawiając się, czy aby się nie przesłyszała.
Lekarz uderzył się w czoło, jakby czegoś zapominając.
-Przepraszam, nie chodziło mi o to! – zaśmiał się lekko. - Miałem na myśli, że jesteś dla mnie odzwierciedleniem młodości.
Tym razem to Allie zaśmiała się beztrosko. Zapytała doktora, dlaczego.
-Młoda, śliczna. Delikatna i subtelna. Właśnie tak wyobrażano sobie boginię młodości.
Rudzielec zarumienił się, dziękując za komplement, bo słowa lekarza, umocnione jego szczerym tonem wydawały jej się nieco prawdopodobne.

Forever Young – pomyślała. 



--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trololo, mamy następny! ♥
Pracuję nad następnym rozdziałem, mianowicie nad tym, na co tak czekaliście!!

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 6

~Jack~

Przechadzałem się z Allie. Opowiadałem jej, w jaki sposób zaszedłem tak daleko w piłce nożnej. Ona lekko otwierała usta ze zdziwieniem.
-To niemożliwe! – śmiała się ze mnie.
Zawahała się trochę, jakby nie wiedząc, czy wypada jej to powiedzieć, lecz zdecydowała się i po chwili ponownie usłyszałem jej melodyjny głos.
-Ja też grałam w piłkę. Byłam w lokalnej drużynie.
Byłem szczerze zadziwiony, co prawda chłopacy ostatnio wspominali mi o zamiłowaniu Rudzielca do tej dyscypliny sportowej, jednak ten fakt był mi nieznany.
-Chodź – wziąłem ją za rękę. – Zobaczymy, co potrafisz.
I pociągnąłem ją w kierunku stadionu. Wypożyczyliśmy piłkę i zaczęliśmy grać. Muszę przyznać, że grała naprawdę nieźle! 
Biegła w kierunku bramki, lecz potknęła się. Zacząłem się śmiać, niestety nie wdziałem, co się stało. Na ziemi leżał gwóźdź, który wbij się jej pod kolanem. Gdy podbiegałem do niej, wyciągała go z nogi, sycząc z bólu.
-Co? Nie, zostaw! Pojedziemy do lekarza!
 Było za późno, bo nim zorientowałem się – ona po raz ostatni szarpnęła za metal, który spadł zakrwawiony na trawę. Po jej nodze obficie zaczęła lecieć krew. W oczach dziewczyny zalśniła łza bólu, jednak nie uroniła jej.
Szybko uniosłem ją z piasku.
-Pójdziemy do mojego domu po samochód, potem - do szpitala.
W jej oczach pojawiła się iskierka złości.
-Nie jadę do szpitala.
-Dobrze – westchnąłem, bo wiedziałem , że i tak z nią nie wygram. – Opatrzę cię w domu.
Była lekka, jak piórko. Bez problemu niosłem ją na rękach. Kilka razy mruknęła, że mogłaby iść sama, lecz ja natychmiastowo zaprzeczyłem. Noga jej od kolana do stopy skąpana była w krwi. Odwiązałem lekko jej trampka, również skarpetka była cała przemoknięta czerwoną cieczą.
Mieszkałem niedaleko, także po paru minutach otwierałem drzwi do mieszkania. Położyłem ją delikatnie na sofie i udałem się do kuchni poszukać apteczki.

~Allie~
Rozejrzałam się po salonie Jacka. Był ślicznie urządzony. Jasnoniebieskie ściany idealnie komponowały się z białą kanapą i jasnymi meblami. Na ścianach wisiały obrazy w śnieżnobiałych ramkach. Z boku na półce widniały wypucowane nagrody chłopaka.
Spojrzałam w dół. Noga bardzo mnie bolała. Gwóźdź pozostawił po sobie spory ślad, z którego nadal leciała krew.
Do pokoju wszedł Jack, na ustach miał czuły uśmiech. Wyciągnął z apteczki wodę utlenioną i bandaż. Spojrzał na mnie.
-Ty to masz szczęście – zażartował.
-Mam. – zaprzeczyłam. – Ale nie w miłości i kontuzjach – dodałam, bo taka była prawda.
-W miłości? – udawał zdziwionego. Potwierdziłam skinieniem głowy.
-Masz szczęście w miłości.
Spojrzał mi w oczy. W jego błękitnym spojrzeniu było coś przyciągającego. Niczym magnes. Wzrok zwrócił na moje usta. Przybliżył swoją twarz do mojej i zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, pocałował mnie. Lekko, delikatnie, słodko. Oderwałam się od niego.
-Nie, Jack. – Tylko tyle byłam w stanie powiedzieć. I mimo spuchniętej nogi, szybko wybiegłam z mieszkania.

~Zayn~
Niemiałem co robić. Allie wyszła z domu, by spotkać się z tym swoim Jackiem. Krzątałem się więc, co chwila zerkając przez okno. Raz podbierałem Harremu żelki, raz zajrzałem co robią chłopcy z dziewczynami. Ten dom był bez niej taki pusty. Moje życie bez niej nie miałoby sensu.
Nagle wpadła jak strzała. Allie. Zauważyłem tylko, iż z nogi leje jej się krew, płakała. Nikt oprócz mnie tego nie widział, bo wszyscy siedzieli w swoich pokojach. Pobiegłem za nią, znajdując ją w jej pokoju. Leżała na łóżku, szlochając.
-Cześć, mogę wejść? – zapytałem.
Powiedziała ciche ‘tak’.
-Co się stało? – przeraziłem się, widząc w jakim stanie jest jej prawa kończyna. Ale ona nigdy nie płakała z bólu przy innych. Chodziło o coś innego. – Mogę ci jakoś pomóc?
Wyciągnęła ręce w moim kierunku, objąłem ją mocno. Jednym ruchem przesadziłem ją sobie na kolana, przodem do siebie. Wtuliła się we mnie.
-Wiesz, że mi możesz wszystko powiedzieć – zapewniłem, kiedy po chwili bandażowałem jej nogę. Opowiedziała mi historię z gwoździem, jednak nie doszła do punktu kulminacyjnego. 
-Jack… on mnie pocałował.
-Cooo?! – nagle zerwałem się z łóżka, jak oparzony. W tym momencie byłem rozwścieczony. Jak on śmie? Przecież ona tego nie chciała!
I nie zważając na krzyki i protesty Allie, pojechałem do jego domu.
Zadzwoniłem Do drzwi Pana jaśnie Walkera. Otworzył mi po chwili, lekko zdziwiony.
-Cze…
Przerwałem mu.
-Co ty sobie, gnojku, wyobrażasz?
Szybko załapał, o co tak na serio chodzi.
-Nie twoja sprawa – burknął.
- Jeszcze tego nie rozumiesz? – krzyknąłem, łapiąc go za koszulkę. - To jest moja sprawa, bo ja ją kocham!
Patrzył na mnie z czystym zacięciem.
-A jeśli jeszcze raz przyjdzie od ciebie do domu w takim stanie, to ci naruszę ten twój słodki uśmieszek.
-Ja też ją kocham i zamierzam o nią walczyć. I wcale się ciebie nie boję. – Jack był pewny siebie, jego wzrok ciskał pioruny, trzymał ręce w kieszeni.
-Przyjmuje wyznanie. Niech wygra lepszy. – Zgodziłem się.
Wyszedłem z mieszkania, dość usatysfakcjonowany. Wiedziałem, ze prawdziwa walka dopiero się zaczyna.

Miałem ochotę przywalić mu za to, co zrobił MOJEJ Allie, ale wiedziałem, że ona by tego nie chciała. Tylko dlatego zrezygnowałem z uderzenia tego frajera. 



----------------------------------------------------------------------------------------------------
Postarałam się napisać długi rozdział, oczywiście specjalnie dla Was! ;*
Mam nadzieję, że się Wam spodoba! I docenicie moje wysiłki, biorąc pod uwagę choćby to, że jestem na ORF (reggae festival) :)