poniedziałek, 30 września 2013

Trolololo :))

Cześć Wam! Będę bardzo wdzięczna jeśli zechcecie skomentować ten post i mi pomóc. Liczy się każde wasze zdanie i uwaga.
Oczywiście blog będzie funkcjonował jeszcze długo, ale żeby wymyślić dalszy przebieg zdarzeń, potrzebne jest wasze zdanie. Jak zakończyć opowiadanie?
Są dwie możliwości :
- Wszyscy szczęśliwi i każdy ma swój 'złoty środek' na problemy! :)
- Lub nieco bardziej dramatycznie i smutno.

Wasz wybór bardzo mi pomoże.
 Poza tym - zapraszam na mojego świeżego aska, może którejś z Was też się nudzi? :D
http://ask.fm/rudziiak



piątek, 27 września 2013

Rozdział 22


*

Jack wrócił do swojego domu, zaczynał się sezon Ligii i całe dnie przesiadywał na stadionie. Ruda cieszyła się z tego faktu. Jego nadopiekuńczość była irytująca, a ona przecież nie potrzebowała niańki.
Październikowy wiatr nie należał zbyt przyjemnych. Podmuchami strącał kolorowe liście drzew. Dzieci na ulicach zbierały barwne liście i chowały do kieszeni kurtek.

~Allie~
Wybierałam się dziś do Alex. Nicole wyjechała na weekend do domu, a my zostawałyśmy w Londynie.
Idąc rozkoszowałam się jesiennym powietrzem, rozwiewającym mi włosy. Wreszcie czułam się naprawdę zdrowa i szczęśliwa. Powoli układałam sobie wszystko w głowie, czekając na przyjazd Zayna. Tak bardzo za nim tęsknię.

Zapukałam do drzwi i nie czekając na odpowiedź, weszłam do domu Alexandry i Liama. Jednocześnie zdejmując jasną kurtkę rozejrzałam się po przedpokoju.
- Cześć kochana – zawołała czarnulka, przytulając mnie mocno. – Jak się czujesz?
- Wspaniale. Wreszcie.
Jednak od razu zaniepokoił mnie wygląd przyjaciółki. Nieumyte włosy miała splecione niedbale gumką, a jej dresy były niezbyt czyste.
Alex, nie zważając na bałagan w salonie poprowadziła mnie do kuchni po której walały się brudne naczynia i opakowania po jedzeniu. Coś było nie tak.
- Co jest z tobą, robaku? – zapytałam prosto z mostu, aby uniknąć wszelkich bezsensownych wprowadzeń.
Dziewczyna usiadła na blacie.
- Allie… ja… - ukryła twarz w dłoniach, podeszłam do niej i pogładziłam po jednej z nich.
- Dalej, mała. Nie martw się, wiesz, że we wszystkim ci pomogę.
-… ja jestem w ciąży – spojrzała na mnie przerażonymi oczyma.
Byłam zaskoczona, Alexandra zawsze gadała, że dłuuuugo jeszcze nie będzie myśleć o dzieciach. Zdarzyło jej się to wcześniej, niż myślała. Jedyne, co w tej chwili mogłam zrobić to pogłaskać ją po policzku i przemówić łagodnie.
- To cudownie, słońce.
- Nie, to okropne! – podniosła głos. – Przecież Liam mnie zostawi. Po co mu jakiś hipopotam z dzieciakiem! Przecież on jest sławny, nie ma na to czasu i ochoty. Ma karierę i… - nakręcała się.
- O, nie – zaprzeczyłam, muszę przemówić jej do rozsądku. – z tego należy się cieszyć, a nie płakać!
- Jak mam się cieszyć, Alls? On mnie nie będzie chciał!
- A skąd wiesz? – żadna z nas nie zauważyła wejścia Liama. Stał w drzwiach kuchni, a w jego oczach igrały ogniki nieskończonego szczęścia.
Po cichu wycofałam się ku drzwiom wyjściowym, teraz powinni zostać sami.

~Liam~
Kiedy usłyszałem, jak Alexandra opowiada o dziecku poczułem radość. Kocham ją i nigdy nie zostawię, nie wiem, co przyszło jej do głowy.
- Ale Liam, ty teraz nie możesz… przecież…
- Oh, daj spokój – zamknąłem jej usta pocałunkiem.
- Naprawdę? Naprawdę nadal mnie chcesz? – niedowierzała. Uniosłem ją delikatnie.
- Oczywiście, wariatko! Zrobię dla was wszystko.

~Zayn~
Czekałem w domu na Allie. Wiedziałem, że jest u Alex, ale tak bardzo pragnąłem ją zobaczyć! Nie widzieliśmy się dwa tygodnie, a to zdecydowanie za dużo. Rany, co ta dziewczyna ze mną zrobiła? Nie mogę nawet usiedzieć w miejscu tylko chodzę od okna do okna.
Wyszedłem przed dom, widząc idącą Allie. Na pewno nie wie, że już jestem!
Wyciągnąłem ręce przed siebie, aby mogła się we mnie wtulić, kiedy zobaczyła, podbiegła do mnie. Pocałowałem ją w czubek głowy.
- Hej, mała – odsunąłem się kawałek, by móc ujrzeć jej twarz. Mleczna buzia przykryta była teraz delikatnymi, zdrowymi rumieńcami, a oczy lśniły blaskiem. Wyglądała cudownie. – Boże, jak ja za tobą tęskniłem! Nawet sobie tego nie wyobrażasz.
- Nie wyobrażasz sobie, jak ja tęskniłam – odparła, a w jej oku pojawiły się łzy.
- Przepraszam, skarbie. Przepraszam – znów zmniejszyłem odległość między nami. – Przepraszam, że zostawiłem cię samą w szpitalu, nie mogłem zostać.
Nie odpowiedziała. A mnie nagle oblał zimny pot. A co jeśli wybrała Jacka? Bo przecież on był przy niej cały czas. Był przy niej, gdy go potrzebowała. Mogłaby z nim wieść normalne życie. Ja bez niej nie przeżyję ani jednego dnia...
Odsunęła się ode mnie. Poczułem silne ukłucie w sercu.
- Przecież wiem – jej usta układały się w nieśmiałym uśmiechu. Kocha mnie, kocha! Ludzie słyszycie?! Ona mnie kocha! Zapragnąłem ją pocałować i tak po prostu wpiłem się w jej słodkie wargi, smakujące malinową szminką. Odwzajemniła pocałunek, a kiedy brakowało nam tchu, oparła swoje czoło o moje.
- Nigdy więcej cię nie zostawię, obiecuję.
Poczułem, jak moja miłość do niej ponownie wzbiera, z jeszcze większą siłą.
Weszliśmy do domu, który lśnił czystością, co wcale mnie nie zaskoczyło. Pomogłem Allie zdjąć kurtkę. Mimo chłodu, panującego na dworzu, miała na sobie króciutką spódniczkę.
- Nie lubię, jak się tak ubierasz, kiedy mnie nie ma – stwierdziłem z grymasem na twarzy.
- Zazdrosny? – wyszeptała w odpowiedzi moja dziewczyna, wkładając dłoń w tylną kieszeń moich jeansów.
- Jak tu nie być? – pytaniem na pytanie odpowiedziałem ja, wspaniały Zayn Malik, przyciągając ją do siebie.
Allie udała, że się zastanawia, po czym złożyła na moim policzku całusa i uciekła z moich ramion rozbawiona.






~Jack~
Wracałem z treningu z zamiarem wpadnięcia do Allie. Bardzo tęskniłem. W moim sercu tlił się płomyk nadziei, że ona także.
Już miałem wjeżdżać na podjazd pod jej i Zayna domem, wyjść z samochodu, zadzwonić do drzwi i dać jej bukiecik kwiatów, ujrzeć jej piękny uśmiech, ale…
Jednak tego nie zrobiłem.
W jednej chwili, w krótkim momencie, straciłem chęć do wszystkiego. Przed ładną willą stał Malik trzymający łapska na mojej Allie. A ona tuliła się do niego.
Nie tęskniła za mną.
Szybko wykręciłem swoim volvo w drugą ulicą, kierując się do domu. Kiedy dojechałem do sporego apartamentowca, wysiadłem z samochodu, a idąc do domu, wyrzuciłem bukiet kwiatów do kosza na śmieci.
Rozłożyłem się na szarej sofie w swoim mieszkaniu. W ręku trzymałem plik zdjęć. Allie. Na każdym z nich była Alls, tu uśmiechająca się uroczo do obiektywu, a na następnym, czytająca książkę. Odłożyłem fotografie na stolik.
Po pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącej komórki. Zerknąłem na wyświetlacz – mama.
- Cześć mamo.
- Ah, Jack! – zawołała rodzicielka przez telefon. – Dlaczego się nie odzywasz?
- Mam ostatnio mały zawrót głowy, przepraszam, mój błąd.
- Mam nadzieję, że nie masz żadnych problemów, słonko! – odparła nieco zmartwionym tonem.
- Skądże, po prostu praca, praca.
Zagadywała mnie jeszcze kilka minut, wypytując, czy biorę witaminy, jem regularnie posiłki i takie tam przyziemne sprawy, o które martwi się każda mama. Ale od jej pytania o kłopoty nie słuchałem zbyt dobrze i odpowiadałem półprzytomny.

Jestem młody, robię to, co kocham, mam pieniądze i z wyglądem też u mnie nie najgorzej. Jaki był mój problem? Nie mogę zdobyć dziewczyny, którą tak bardzo kocham. A najgorszy jest fakt, że wiem, iż nigdy nie spotkam kogoś tak wyjątkowego.




----------------------------------------------------------------------------------------------------------

Hej, Ladies! ♥
Jak minął Wam ten tydzień? Mi okropnie, tak ciężko wstaje się do szkoły :xx
I jak podoba Wam się rozdział? Powiem tyle - starałam się, aby dorównał Waszym wymaganiom!

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 21

~Jack~

Patrzyłem, jak Allie śpi. Leżała na sofie, okryta kremowym kocem, miękką poduszkę przyciskała do twarzy. Dwie godziny temu wróciliśmy ze szpitala, od razu zasnęła, była wykończona. Mimowolnie na mojej twarzy zagościł uśmiech, za sprawą najpiękniejszego widoku na świecie.
Cieszę się, że każdą chwilę mogę poświęcić jej, mam teraz przerwę w lidze.
Zacząłem się zastanawiać, czy Malik naprawdę ją kocha. Ja nigdy nie zostawiłbym Allie samej z nim na tyle dni. Nie oddałbym jej.
Przejechałem dłonią po karku i poszedłem w stronę łazienki, aby wziąć prysznic.



*
Kiedy Jack się kąpał, Allie się przebudziła. Opatulona w koc poszła do garderoby, by wyjąć z niej kilka rzeczy. Rozejrzała się między półkami, szukając beżowych dresów. Kiedy wreszcie je dostrzegła znalazła pozostałe części ubioru i przebrała się w sypialni. Czuła się już lepiej, a rany na dole głowy nie było nawet widać. Straciła trochę na wadze, ale nie przeszkadzało jej to, wręcz przeciwnie – cieszyła się, ze schudła.
Korzystając z okazji, iż Walker bierze prysznic, wybiegła z domu. Nie robiła tego zbyt szybko, biegła swoim tempem, kierując się do parku. Chodniki były puste, zapewne ze względu na beznadziejną pogodę, co jakiś czas padał przelotny deszcz, a każdego wieczora lało. Taka była właśnie październikowa pogoda w Londynie. Jednak ona lubiła te dni, każdy cieszył się słonecznym latem, dlaczego  więc nikt nie mógł pokochać pachnącej deszczem jesieni?

~Allie~

Tak jak kilka tygodni temu, biegłam, oddychając miarowo. Dla siebie, dla zdrowia, dla kondycji. Wracając do domu, lekkim krokiem, poczułam, że chyba nie powinnam biegać już w pierwszy dzień po pobycie w szpitalu.
Skróciłam trasę, czując, jak moje nogi stają się ciężkie. Kiedy weszłam do domu, Jack już na mnie czekał. Ręce założył na nagim torsie, ciemne włosy miał mokre i potargane, a jeansy zsuwały mu się z bioder. Pewna byłam, że zacznie prawić mi morały, lub po prostu na mnie nakrzyczy. Nie zrobił tego.
Po prostu mnie przytulił, tak normalnie, najzwyczajniej na świecie. Poczułam ciepło bijąco od jego ciała i przylgnęłam jeszcze bliżej. On również zmniejszył przestrzeń pomiędzy nami.

*

Ulice Londynu były puste. Każdy siedział w domu pod kocem, oglądając ulubione filmy. Krople deszczu uderzały cicho o szyby domów i chodniki. Wiatr wiał mocno.
Rudowłosa i Jack odpuścili sobie wieczorny spacer. Siedzieli na dywanie w salonie, jedząc słodycze. Dziewczyna zaśmiała się melodyjnie, widząc umorusanego czekoladą przyjaciela.
- Od kiedy masz dziewiczy wąsik, Jack?
- Kpisz sobie ze mnie? – zawołał oburzony, jednak oboje wiedzieli, że udawał, tak naprawdę sam był rozbawiony. Otarł wierzchem dłoni usta.
- Jeszcze tu – wskazała Ruda kącik wargi.
- Gdzie? – celowo zapytał chłopak, jak nigdy łaknąc dotyku Allie.
- O tu – pokazała ponownie, tym razem sama ścierając czekoladę. Jack przypatrywał się dokładnie wszystkim jej poczynaniom. – Masz niesamowite oczy.
- Tak?
Pokiwała głową, rumieniąc się lekko. Po co to powiedziałam? – po chwili pożałowała swoich słów.
- Czy ty się rumienisz, czy mi się wydaje? – odparł Jack, chwytając ją za rękę.
Po pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu.
- Odbierz – powiedziała Allie, widząc niezdecydowaną minę Jacka. – Serio, odbierz.
Wyjął z kieszeni komórkę, po czym kliknął zieloną słuchawkę.
- Tak? – chłopak wpatrując się w Rudą, słuchał rozmówcy. – Nie, stary. Nie, nie dziś. Mam duuużo ciekawsze zajęcia. Do zobaczenia, cześć.
Rudowłosa spojrzała na niego pytająco.
- Chłopacy z zespołu. Chcieli wyciągnąć mnie na mecz.
- Idź – zachęciła go. – Oj, nie patrz tak na mnie, poradzę sobie! Nie jestem dzieckiem.
- Udowodnij – szatyn uśmiechnął się łobuzersko.
Dziewczyna się obruszyła i przeszła do kuchni.
- Nie muszę ci nic udowadniać.

*dwa dni później*

W salonie toczyła się zacięta walka. Nikt nie chciał postawić na kompromis. Oboje z nich wysportowani. Oboje z nich inteligentni, z dobrą taktyką. Oboje liczyli na wygraną.
Przed państwem światowej sławy zawodnicy zapasów – Allie i Jack!
Walka była bardzo wyrównana… no prawie. Rudzielec cały czas leżał na podłodze, przygnieciony do niej poprzez ciało Jacka.
- Nie mam siły, wygrałeś! Stop! – wołała.
Chłopak tylko śmiał się uroczo.
- Dobra, ale musisz przyznać, że jestem najlepszy.
Wstał z Allie, a ona najzwyczajniej uciekła z pokoju.
- Może kiedyś – odkrzyknęła z łazienki.
- Ej, wracaj! – zawołał, goniąc ją po całym domu.



------------------------------------------------------------------------------------------------------

Misiaki! 
W następnym rozdziale całkowity powrót Zayna z trasy, mam nadzieję, że zostaniecie ze mną. Jak myślicie, co się wydarzy?
Ten rozdział dedykuję Wam wszystkim na rozpoczęcie tego, jakże truudnego tygodnia.

sobota, 21 września 2013

Rozdział 20

*
A dni mijały szybko, tak więc Allie nie obejrzała się, Zayn znów wyjechał. Pobyt chłopców w Londynie dodatkowo skrócił się o dwa dni, nie mieli innego wyboru jak poddać się wymaganiom Paula, wyjechali wcześniej.
Deszcz lał się strumieniami. Rudowłosa dziewczyna tęsknie wyjrzała przez okno. Z niemałym ociąganiem powróciła na białą sofę. Pudrowy sweter naciągnęła na dłonie. Zmrużyła oczy i przestała myśleć o przyziemnych sprawach, a z marzeń wyrwał ją dzwonek do drzwi.
Szybko poszła je otworzyć. Przed wejściem stał przemoknięty Jack. Jednym ruchem wepchnęła go do środka.
- Oszalałeś? – powiedziała cicho z troską w głosie.
- Tak. Na twoim punkcie – odparł z łobuzerskim uśmiechem.
- To nie jest śmieszne, Jack. Będziesz chory!
- To nic w porównaniu z przyjemnością zobaczenia się z tobą – nadal komplementował dziewczynę. Ta westchnęła z rezygnacją.
Chłopak zdjął mokrą bluzę, ale i koszulka nie była sucha, pozbył się więc i jej.
Tylko spodnie były w lepszym stanie, większość kropli nie dotarła do nich, zatapiając się wcześniej z miękkiej tkaninie bluzy.
- Zaraz przyniosę ci koszulkę Zayna – zarządziła Ruda, lecz zatrzymała się, przypominając sobie, iż jej przyjaciel jest dużo wyższy i bardziej umięśniony od Malika. – Cóż, będziesz musiał paradować półnago.
- Mi to nie przeszkadza!
Przeszli do kuchni, Walker usiadł na barowym krześle, podpierając się na łokciach, patrzył, jak Allie przyrządza herbatę. Przyjrzała się przyjacielowi, z mokrymi zmierzwionymi włosami i nagim torsem wyglądał naprawdę kusząco. Jej zainteresowanie nie umknęło uwadze Jacka.
- Wiedziałem, że w końcu dostrzeżesz, że to ja powinienem być twoim facetem! – zawołał szczerze uradowany. Coś w środku jego ciała buzowało. Hm, to chyba miłość. Z zacięciem wpatrywał się w uroczą Allie. Była inna, niż pozostałe dziewczyny. Delikatna, drobna, poruszała się z wrodzonym wdziękiem.
A Rudowłosa poczuła mieszankę uczuć – miłość do Zayna, niepewność i uczucie do Jacka – walczyły zaciekle. Żadne jednak nie miało takiej przewagi, jak wstręt do siebie. Co ona wyprawiała?
Czy można kochać dwie osoby naraz?
Allie poczuła, że zna odpowiedź na to pytanie. Można! A ona była tego najlepszym przykładem.
- Jak to możliwe?
- Allie, błagam Cię, zrozum! Kocham Cię, kocham najbardziej na świecie. Kiedy zobaczyłem cię w klubie, od razu oszalałem na twoim punkcie! – chłopak mówił ciepłym głosem, przepełnionym uczuciem. – Chcę być z tobą, zrobię dla ciebie wszystko, daj mi szansę.
- Ja… nie wiem, Jack – Ruda przyłożyła prawą rękę do czoła, zakłopotana całą tą sytuacją.
- Jedną malutką szansę – przekonywał.
- Jestem z Zaynem, wiesz o tym! Wiesz też, że go kocham!
- Owszem, ale wiem też, że kochasz i mnie.
- Dlaczego jesteś tak cholernie pewny siebie?! – krzyknęła z bezsilności. Nie wiedziała, co powinna teraz zrobić, nerwowym gestem odgarnęła kosmyk włosów z twarzy. – Skąd wiesz, że cię kocham? A może wcale tak nie jest!
Chciała podejść do Jacka, jednak zahaczyła biodrem o kant blatu, zachwiała się, tracąc równowagę. Zamknęła oczy ze strachu przed upadkiem. Walker rzucił się biegiem, aby ją złapać, ale było za późno. Dziewczyna uderzyła głową o kafle.
Zdenerwowany Jack przyłożył twarz do jej ust, klatka piersiowa się nie unosiła. Nie oddychała. Tylna część jej głowy mocno krwawiła.
- Allie! Allie, słyszysz mnie? Błagam cię, odezwij się!
Nie, tylko nie to. Nie mogę cię stracić – szalał ze zdenerwowania.
Chłopak szybko zadzwonił na pogotowie. Karetka miała być za pięć minut.
- Trzymaj się, kochanie, jeszcze tylko chwilka!
Usłyszał sygnały na ulicy, wybiegł po ratowników. Natychmiast wyjaśnił im sytuację, a ci bez wahania przetransportowali ją do szpitala.





*trzy godziny później*
~Jack~
Siedziałem przed salą, w której lekarze reanimowali Allie. Oparłem głowę na rękach. Boże, moja biedna, mała Allie. Znów w szpitalu. Przeraziłem się i nagle oblał mnie zimny pot. Tam było tyle krwi… a co jeśli? Nie, nie ma mowy, jest dzielna, wyjdzie z tego! Da radę!
Kilka minut temu zadzwoniłem do Zayna. Przyleci najbliższym samolotem, przez kilka dni nie mieli teraz koncertów.
Z Sali wyszedł doktor. Poderwałem się z ziemi.
- Co z nią, panie doktorze?!
- Spokojnie – lekarz dotknął mojego ramienia. – Oddycha, zszyliśmy ranę, po zabiegu nie będzie ani śladu. Obudzi się za kilka godzin.
- Ale czy na pewno wszystko z nią w porządku?
- Tak, teraz będzie czuć się słabo, straciła dużo krwi. Przez trzy dni nie może ruszyć się z łóżka, tym razem ja osobiście dopilnuję, aby leżała – przypomniałem sobie, że to ten sam ordynator, który zarządzał wcześniejszą operacją Rudowłosej.
- Co będzie potem? – znów zapytałem.
- Kiedy wyjdzie ze szpitala musi się bardzo oszczędzać. Powinna na jakieś dwa, trzy miesiące zapomnieć o sporcie. O szczegółach porozmawiamy w obecności pacjentki.
Odszedł w głąb korytarza. Wszedłem do Sali, w której leżała Allie. Pogładziłem jej dłoń.
Usiadłem na krzesełku koło łóżka, z zamiarem przymknięcia oczu i zdrzemnięcia się chwilkę.





*
Jack zasnął szybko, zmęczony błyskawicznym przebiegiem wydarzeń.
Po czterech godzinach do pokoiku wbiegł Zayn. Widząc Jacka przy swojej dziewczynie poczuł wzrastającą złość. Natomiast Walker obudził się, słysząc jego kroki.
- Dobrze, że jesteś – powiedział do Malika, wstając z krzesła, poprawił pogiętą koszulkę.
- Dobrze, że jestem?! – krzyknął mulat, po chwili jednak głos zniżył do poirytowanego szeptu. – Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Myślałem, że dbasz o Allie, nie ma mnie trzech dni, a moja dziewczyna już ląduje przy tobie w szpitalu?!
- Widać nie potrafisz się nią zająć – syknął cicho Jack. – kiepski z ciebie chłopak, skoro zostawiasz ją samą na miesiąc!
- Ja… to nie moja wina, ze musiałem wyjechać!
- Nie twoja? – szatyn wskazał na bladą, drobną Allie podłączoną do kroplówki z krwią. – A może jej?! To przez ciebie i twoją pracę teraz tu jest!
Pogrążeni w ostrej wymianie zdań, nie zauważyli, jak Rudowłosa otwiera delikatnie oczy.
- To moja wina – szepnęła niemal niedosłyszalnie, jednak i to sprawiło jej ogromny wysiłek. – jestem taką łamagą, to wszystko przeze mnie.
Chłopcy odwrócili się w jej kierunku i podbiegli do łóżka.
- Skarbie, już przy tobie jestem – Zayn pogłaskał ją po policzku.
Blady uśmiech Allie wynagrodził obu chłopakom cały zły dzień.
- Nie obwiniaj oto Jacka, proszę… uderzyłam się.
Po tym zdaniu zasnęła z braku sił.
Do pokoju wszedł Michael, student medycyny wskazał na drzwi.
- Proszę was o opuszczenie pomieszczenia.
- Nie! – warknęli jednocześnie Zayn z Jackiem.
Michael chciał coś już powiedzieć, ale mulat mu przerwał.
- Zamknij się…
- …I sam wyjdź! – dodał szatyn.
Student pospiesznie skierował kroki w kierunku korytarza, a chłopcy przybili sobie piątki.
- Przepraszam – zawstydzony Malik podrapał się bezradnie po karku. – Nie chciałem tak na ciebie wjechać.
- Wiem, nie ma sprawy. Stres tak działa.
Zaśmiali się oboje, czując do siebie większą sympatię.
- Myślę, że mógłbym cię polubić… gdybyś nie próbował odebrać mi dziewczyny.
- Jesteś niezły – rzekł spokojnie Jack. – Ale nie polubiłbym cię nawet wtedy, gdybyś dał spokój Allie.
- Pewnie wolisz kolegów z siłowni – odparł rozbawiony Zayn.
- Nie. Boli mnie to, gdy widzę, jak męczysz Allie. Po co z nią jesteś? I tak nie ma cię w domu.
- Zadaję sobie codziennie to samo pytanie. Jedynym wyjaśnieniem jest moja miłość do niej.
- Mnie także kocha – Malik wiedział, że Rudowłosa gdzieś w głębi duszy darzy Jacka uczuciem. Przyznał mu rację. – Sam widzisz jak jest. Daj mi się nią zająć, kiedy ciebie nie będzie. Pozwól jej podjąć decyzję.

- Jutro muszę wyjechać, nie dam rady przy niej zostać… sama sobie nie poradzi. Masz moją zgodę na to, by zamieszkać u nas, kiedy mnie nie będzie. Reszta zależy od Allie. 

-------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeśli przeczytałaś, proszę, skomentuj...

środa, 18 września 2013

Rozdział 19



*

Chłopcy wrócili po miesiącu na tygodniową przerwę w trasie. Za siedem dni musieli wyruszyć znowu, tym razem do LA. Cieszyli się na tą wizytę, jednak nie tak bardzo, jak zawsze. Powodem było oczywiście brak obecności dziewcząt. Ale tym mieli się martwić dopiero za kilka dni.
Zayn otworzył drzwi swojego domu.
- Jesteś! – krzyknęła Ruda, rzucając się na chłopaka.
Wyglądała naprawdę kusząco, Malik przygryzł wargę na jej widok. Miała na sobie białe obcisłe spodnie, dżinsową koszulę bez rękawów, a pod spodem szary top, jej rękę zdobił piękny, biały zegarek.
Zaśmiał się, widząc reakcję swojej dziewczyny, obejmowała go mocno za kark, wtulając się w jego tors, przycisnął ją jeszcze mocniej do siebie.
- Ej, udusisz mnie, mała! – trzymając ją jedną ręką w talii, drugą szukał czegoś w torbie, wreszcie znalazł ślicznego misia. – Dla ciebie.
- Dziękuję, śliczny – zarumieniła się lekko, rozbawiony mulat, dotknął różowego policzka.
- W rumieńcach równie ci do twarzy – stwierdził, szepcąc jej do ucha, a potem pocałował ją namiętnie.
Po chwili usiedli na kanapie, Zayn przebrany już w wygodne dresy i luźną koszulkę pił herbatę.
- I jak? Wszystko w porządku? – zapytał, nadal dotykając Rudej, uwielbiał jej miękki, subtelny dotyk.
- Tak, będę wredna i powiem, że wcale mi się bez ciebie nie nudziło – wystawiła mu język.
- Nie wątpię, co robiłaś? – wypytywał, naprawdę bardzo ciekawy, rozmawiali ze sobą codziennie przez komórkę nawet po godzinę, ale dziewczyna mało mówiła o sobie, wolała słuchać relacji z trasy.
- Studia,  nauka, dziewczyny, nauka, Jack, nauka, nauka – zaśmiała się.
- Ah, no tak, Walker, nic dziwnego, że Ci się nie nudziło.
Głos Malika przepełniony był goryczą, zacisnął szczękę.
- Sam mu powiedziałeś, że ma mnie pilnować.
- Ale nie myślałem, że weźmie to chłopak sobie, aż tak do serca! Często przychodził?
- Dwa razy w tygodniu – skłamała Rudowłosa, nie chcąc denerwować chłopaka, Jack był przecież u niej co najmniej cztery razy na tydzień.
- Mhm, dla niego nawet dwa razy to za dużo – mruknął oschle mulat. – Był miły?
- Tak, ale tylko w granicach. Chodzi oczywiście oto, że był koleżeński.
- I tak mu nie ufam. Nie patrz tak na mnie, skarbie! Co robiliście? – znów zapytał.
Allie jęknęła. Potem przypomniała sobie, jak Jack ją kiedyś pocałował i zrozumiała obawy Zayna. Kochał ją i nie chciał się nią dzielić. Tym bardziej przystojnemu piłkarzowi.
- Zazwyczaj chodziliśmy na spacer.
Nadal patrzył na nią wyczekująco, wiedziała, iż jej odpowiedź mu nie wystarcza. Dodała dokładniej:
- Byliśmy w parku, innym razem na kawie, w jeden dzień szukaliśmy w księgarni książek o literaturze i poezji – wskazała na stos nowiutkich książek, leżących koło stolika.
Zayn spojrzał na nie i poczuł ukłucie w sercu, że to nie on spacerował z Allie po parku i nie nosił jej książek z księgarni do domu. Wyobraził sobie delikatną Allie i wysokiego Jacka przy niej, z łatwością niosącego dziesięć opasłych tomisk.
- Jak czuje się Niall? – dziewczyna chciała zmienić temat. I udało jej się. Przyszło jej na myśl, jak Zayn opowiadał o tym, że Niallerek jest chory, martwiła się o przyjaciela.
- Kiepsko… właśnie! Miałem pojechać po zakupy dla niego, do apteki i po jedzenie, pewnie zdycha z głodu. Chory Horan je dwa razy więcej, niż ten zdrowy!
Rudzielec wyjął z piekarnika pyszne muffinki, pokazując je Zaynowi.
- Upiekłam coś dla niego – widząc minę swojego chłopaka, wyjęła z piekarnika drugą blaszkę. – Dla ciebie też mam, głuptasie.
-Dziękuję – dał jej soczystego buziaka w usta, jego oczy zabłysły, jak zawsze, kiedy miał jakiś pomysł. – Pomyślałem, że… no wiesz, jak dobrze dogadujecie się z blondynkiem. Może ja pojadę po zakupy, a ty do niego zajrzysz? Jest taki marudny, z nikim nie chce gadać, może tobie się uda coś zdziałać.
- To dobry pomysł – dziewczyna szybko włożyła do kolorowego pudełka babeczki .
Po chwili stała już przed domem Nialla, pukając lekko w drzwi.
- Proszę – jęknął chłopak, Ruda weszła do domu na te słowa, uzupełniając:
-…Nie wchodzić! – kiedy Horanek zobaczył Allie w swoim salonie, mimo braku sił wyskoczył z łóżka. Podbiegł do dziewczyny i mocno ją przytulił.
- Miłe przywitanie – zaśmiała się Płomiennowłosa.
- Dziękuję, że przyszłaś – odparł wesoło, zachrypniętym głosem.




Rudzielec rozejrzał się po ślicznie urządzonym salonie, który nie wyglądał tak jak powinien. Wszędzie leżały zużyte chusteczki. Stolik zagracony był płytami, grami, psp i laptopem. Cały blat w kuchni zajęty był poprzez puste pudełka po jedzeniu, nie pozmywane naczynia i papierki od słodyczy.
- Czego nie robi się dla przyjaciół? Ładnie tu masz – powiedziała dziewczyna, rozglądając się na około. Gościł ją już z resztą w swoim domu, domyślił się, więc, że chodzi jej o bałagan. Zarumienił się ze wstydu.
- Przepraszam.. bardzo mi głupio – mówił zmieszany, Allie odpowiedziała melodyjnym śmiechem, dając blondynkowi paczuszkę z wypiekami. – Rany, ty to wiesz jak pocieszyć! – zawołał z pełną buzią, jedząc ciepłego muffinka.
W tym samym czasie Rudowłosa pakowała papierki z podłogi i stolików do worka na śmieci.
- Nie sprzątaj! Coś ty!
- Przestań, daj mi się trochę poruszać! Leż i opowiadaj, jak było w trasie – chłopak przyjął rozkaz i zaczął opowiadać o ‘Crazy Mofos’, fajnych koncertach i dobrym jedzeniu.
Rudzielec słuchał uważnie, szybko zapełniając worek i pakując naczynia do zmywarki, wtrącała co chwilę:
- Żartujesz? To świetne!
Nikt natomiast nie wiedział, co dzieje się w środku Nialla. Jego serce szalało, kiedy Allie pieszczotliwie roztrzepywała mu włosy, lub przytulała czule. Motylki wariowały w jego brzuchu, a on był zachwycony, patrzył na nią łakomym wzrokiem, jak gdyby to spotkanie mogłoby być  ostatnim.
Kiedy skończyła sprzątać usiadła na kanapie obok niego i podała mu kubek gorącej czekolady.
- Dziękuję, jesteś aniołem – powiedział szczerze, dotykając ‘niby przez przypadek’ jej dłoni, ona ku największemu zdziwieniu Nialla przytrzymała jego rękę.
- Daj spokój, Niall. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele właśnie tak postępują.
Do domu Horana wszedł Zayn z dużymi papierowymi torbami.
- Cześć wam! – podał rękę blondynowi na przywitanie. – Jak się czujesz? O, jak tu czysto, myślałem, że zastanę Cię w kompletnym bałaganie.
- Byłoby tak, gdyby nie Allie – odpowiedział zakatarzony chorowitek.
Malik wybuchł śmiechem, po czym zwrócił się do swojej dziewczyny, wskazując na torbę z lekami.
- Błagam cię, księżniczko, pomóż. Nie mam pojęcia o lekach, zajmij się tym, proszę. Ja zrobię  coś do jedzenia.

~Allie~
Przyniosłam Niallowi szklankę wody i z rozwagą zaczęłam podawać mu leki.
- Na co one są? – zapytał, niczym małe dziecko wskazując na dwie pigułki.
- Ta żółta, na katar, zaraz dam ci jeszcze krople. A biała od wysokiej temperatury.
Siedzieliśmy u naszego chorego jeszcze godzinkę i wróciliśmy do domu.
Zayn przytulił mnie mocno.
- Co ja bym bez ciebie zrobił? Dziękuję. Chodź – pociągnął mnie w kierunku łazienki. – weźmiemy kąpiel, co ty na to?
Razem? Zabrzmiało pytanie w mojej głowie.

- Razem – odparł zdecydowanie Malik, jakby czytając mi w myślach. 





------------------------------------------------------------------------------------------------------------
SIEMCZI :*. Pod tamtym rozdziałem brakowało trzech komentarzy, jednak uznałam, że nie mogę ich od was oczekiwać, bo rozdział nie był wystarczająco dobry...
Mam ogromną nadzieję, że 'dziewiętnastka' Wam się spodoba. :))

sobota, 14 września 2013

Rozdział 18

~Allie~

Dziś sobota, co oznacza wolne od nauki. Nie do końca jednak jest to słowo mówiące – wolne od obowiązków.
Wstałam wcześnie rano, aby posprzątać dom, po dokładnym wyszorowaniu podłóg, ścieraniu kurzy i podstawowych czynności wzięłam gorącą kąpiel. Kiedy siedziałam w wannie, relaksując się, zadzwonił Zayn. Przełączyłam na funkcję głośnomówiacą z czystego lenistwa, aby po prostu nie trzymać komórki.
- Cześć, skarbie – usłyszałam piękny głos po drugiej stronie. – Co słychać?
- Jest dobrze – odparłam wymijająco, nie chciałam dać po sobie poznać, że tęsknię tak bardzo bardzo mocno. – A u ciebie? Co robisz?
Malik zaczął wymieniać kolejny bardzo szczegółowy plan dnia, w którym zaplanowana była każda minuta. Westchnęłam.
- Czyli nie możesz się nudzić.
- Jak nie? – odpowiedział słodko. – Każda minuta bez ciebie jest stratą czasu!
Rozmawialiśmy krótko, bo chłopcy musieli iść na próbę. Po kąpieli ułożyłam włosy i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się i zeszłam na dół, aby zjeść omlet, była dopiero jedenasta. Ucieszyłam się, że mam już ogarnięty dom i siebie, niedługo miał zjawić się Jack, całe popołudnie miałam więc spędzić w jego miłym towarzystwie.
Słysząc dzwonek do drzwi, poszłam je otworzyć. Stał w nich uśmiechnięty Walker, nonszalancko oparty o framugę. Mimo październikowej pogody był ubrany jedynie w luźną białą koszulkę i cieniutką bluzę, na nogach miał czarne jeansy i ciemne adidasy. Zachęciłam go gestem dłoni do wejścia.
- Cześć – przywitał mnie buziakiem w policzek. Poczułam zapach jego zniewalających perfum.
- Chcesz coś do picia?
- Nie, dzięki. Myślę, że możemy teraz iść już na zakupy, a potem pójdziemy na kawę.
Przystałam na jego pomysł z wielką chęcią. Jack ostatnio zobaczył leżącą na stoliku długą listę książek, potrzebnych mi na uniwerek, wykładowca kazał każdemu koniecznie kupić wszystkie z nich, twierdząc, że bez nich nie będziemy mieli możliwości pracy. Chłopak sam zaproponował wybranie się ze mną do centrum handlowego, w którym znajdowała się wielka księgarnia i zaoferował pomoc.
Tak więc założyłam nowe czarne lity, kurtkę khaki i zarzuciłam na ramię rudą torebkę, gotowa do wyjścia zerknęłam na przyjaciela.
- Ślicznie wyglądasz – powiedział, przyglądając mi się zaciekle, gdy szliśmy w kierunku centrum.
Po kilku minutach doszliśmy na miejsce, Jack poprowadził mnie do księgarni. Pokazałam mu listę.
- Dobra, weźmy się więc do roboty – powiedział, biorąc mnie za rękę i prowadząc do działu z poezją.
Ku mojemu szczeremu zdziwieniu Walker wcale się nie niecierpliwił i sam bardzo pomagał szukać wymaganych książek, w dodatku nosił je wszystkie, chodząc za mną krok w krok i co chwila rozśmieszał.
- Widzisz tamtego gościa w okularach? – kiwnął głową na grubego pana w okrągłych szkiełkach na nosie. – On ma minę w stylu ‘zjadłbym bigos, ale będę mieć po nim niestrawność’.
Wybuchłam niepohamowanym śmiechem, a kilka osób będących w księgarni zmroziło mnie wzrokiem.
- Rany, ci ludzie to istni snobi – powiedziałam, szczerze przejęta, tym razem to przyjaciel zaśmiał się cicho.
Po trzydziestu minutach intensywnego szukania miałam wszystkie potrzebne artykuły. Po zakupach Jack zaprosił mnie na obiecaną kawę.
- Chętnie – odparłam na jego propozycję, bo przecież co miałam robić sama w wielkim domu? Oglądać film, czy czytać gazetę? Nic z tego, wolę towarzystwo kolegi.
- Więc chodźmy! – Walker z łatwością podniósł z ziemi dwie wielkie papierowe torby załadowane książkami i brulionami. Spojrzałam na niego nieco troskliwym wzrokiem, pytając:
- Może ci pomogę? Wezmę chociaż jedną – wskazałam na pakunek.
Jack zaśmiał się radośnie.
I niespodziewanym ruchem podniósł mnie wolną ręką, i przerzucił przez ramię. Walnęłam go lekko w plecy.
- Ej, postaw mnie!
Posłusznie odłożył mnie na ziemię.
- Teraz widzisz? Jesteś dla mnie leciuteńka, tak samo jak i te torby.
- Ile masz wzrostu? – zapytałam, szczerząc zęby.
- Marne dwa metry.
- Naprawdę?
- Nie, na żarty – obruszył się.
- Oj dobra, wierzę ci przecież – musnęłam ustami jego policzek w ramach przeprosin. Od razu się rozchmurzył.
Może i miał dwa metry, ale nie wyglądał jak wielki chudy patyczek. Wręcz przeciwnie, był szczupły, ale nie mizerny, jak większość wysokich chłopców. Przyjrzałam mu się dokładniej, cienka koszulka opinała się na jego umięśnionym ciele. Do tego jego szatynowy odcień włosów i lazurowe oczy, w których można było utonąć. Zachwiałam się lekko.
Co ja wyprawiam?
- Em, Allie? – zapytał chłopak, widocznie zamyśliłam się, nie odpowiadając – Co chcesz do picia?
Zamówiłam gorącą czekoladę, Walker wolał mocną, czarną kawę.
- Dziękuję Ci, za dzisiejszą pomoc – powiedziałam, popijając parujący napój. – Sama szukałabym tego trzy razy dłużej, nie wspominając już o dostarczeniu do domu!
Jack dał mi pstryczka w nos.
- Nie ma sprawy, mała.
Wyglądaliśmy przez okno, pogrążeni w cichej rozmowie.
- A co planujesz za kilka lat? – zapytałam ciekawa. Intrygowało mnie to, co on planuje. Czy ma jakieś ambicje,może chce wyjechać?
- Chcę dostać się do zawodowej kadry Brytanii, a obecny klub mi odpowiada. Wysoki poziom, nie marnuję się – dodał, podkreślając śmiechem przejaw próżności. Taki właśnie był. Przystojny, pewny siebie i bardzo uroczy. Jack był wyjątkowo zabawny i dawał mi nieuzasadnione poczucie bezpieczeństwa. Dlaczego nie zauważyłam tego wcześniej? – A Ty? Co planujesz? Małżeństwo, dzieci?
Oboje rozbawieni, po raz kolejny dzisiejszego dnia - zaśmialiśmy się.
- Nie, najpierw studia i praca. Najlepiej napisanie książki. Potem mogę pomyśleć o rodzinie, mam przecież dopiero dziewiętnaście lat!
- No tak, masz rację, młoda – zażartował, podkreślając ostatnie słowo.
- Jesteś starszy tylko o rok, to nie znaczy, że lepszy! – zawołałam oburzona.

~Jack~
Kiedy pomogłem Allie zanieść zakupy do domu wróciłem do siebie.
Rozłożyłem się na kanapie, rozglądając po salonie.
Co mi po dużym, pięknym domu, skoro mieszkam w nim sam?
Uderzyłem ze złości pięścią w szklane drzwi. Przecież mógłbym tyle jej dać! Zapewnić coś, czego on nie może. Byłbym cały czas przy niej, dbałbym o nią, kupował wszystko na co tylko ma ochotę. Teraz nie będzie go dwa miesiące, ale i tak zaraz wyjedzie pewnie na pół roku, albo i więcej!
Szkło rozsypało się po podłodze, przecinając moją rękę w kilku miejscach. Otarłem krew, ból mi nie przeszkadzał, niemal go nie czułem.
Będąc ze mną budziłaby się codziennie obok mnie. Ja szedłbym na trening, a ona na studia, reszta czasu byłaby tylko dla nas.
Do torby sportowej cisnąłem adidasy i ubranie na zmianę. Zarzuciłem ją na ramię i wyszedłem na siłownię. Byle tylko uciec od złych myśli i ‘co by było gdyby’.
Czerwona ciecz lała się po mojej dłoni coraz bardziej.

Kocham ją, tak bardzo ją kocham…




-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hejka! Dzięki wam, dzięki waszym komentarzom dostałam kopa i natychmiastowo napisałam rozdział osiemnasty. Bardzo Wam dziękuję. 
Wreszcie mamy weekend! Cóż, ten tydzień dla mnie był naprawdę ciężki. A jak Wam minął ten tydzień szkolny?

Pod tym rozdziałem proszę o osiem komentarzy - zjawi się wtedy następny rozdział, zawierający powrót Zayna... Let's go!

środa, 11 września 2013

Rozdział 17


*


Kiedy Zayn pojechał w dwumiesięczną trasę Rudą pochłonęły studia i nauka. Wbrew pozorom nie dopadła jej samotność, niemal codziennie widywała się z dziewczynami. Nie były to spotkania długie, bo przecież mieszkały blisko siebie i w każdej chwili mogły zajść z sąsiedzką wizytą lub po prostu zatelefonować. Nadal ich przyjaźń była mocna, jednak każda z nich pochłonięta była szkołą i nowym przebiegiem zdarzeń, w ciągu wakacyjnych dni tyle się zmieniło, iż same nie ochłonęły jeszcze po tym wszystkim do końca. Ponadto Allie odwiedzał Jack, który pod nieobecność jej partnera dostał od niego zgodę na widywanie się z nią
( oczywiście Zayn zaznaczył i ostro powiedział Walkerowi , że wizyty mają być nie za długie i niezbyt częste ).
Tak więc Rudowłosa rankiem siedziała na uniwersytecie, po szkole jadała lunch w towarzystwie przyjaciółek. W popołudnie zazwyczaj się uczyła, pisząc referaty i długie opowiadania, a jesienne wieczory spędzała na spacerach z Jackiem.
Dziewczyna czuła się coraz lepiej, tak więc 4 września wędrowała na studia z doskonałym humorem, perfekcyjnie skończoną pracą. Zajęcia na uczelni mijały jej szybko, nim się obejrzała, a pod budynkiem czekały na nią dziewczyny, nastała pora lunchu.
- Fajnie, że już jesteś – uśmiechnęła się Nicole. – Gdzie idziemy?
- Zjedzmy dziś naleśniki na Baroon Street – zadecydowała Allie, chwytając obie przyjaciółki pod rękę.
Secret Cafe, była to mała kawiarenka o pięknym wystroju, panowała tam zawsze tajemnicza atmosfera, a w powietrzu unosił się aromat świeżo parzonej kawy. Podawano tam pyszne ciepłe ciasteczka i herbaty we wszystkich smakach świata. Było tu ulubione miejsce Rudzielca.
- Głowa do góry – powiedziała Ruda, widząc tęskny wzrok zawsze pełnej radości Nicole.
- To tylko dwa miesiące – dodała Alexandra z błyskiem w oku.
- Tak, macie rację. Teraz muszę wykorzystać ten czas na naukę, żeby nie zawalić tego roku, jak poprzedniego – przyznała Blondynka, przypominając sobie kiepskie oceny w indeksie i zawiedzione miny rodziców. – Z takim słabym dyplomem nie znajdę pracy.
Allie nagle zrobiło się żal jej koleżanek. Przykrość zaczęła zżerać ją od środka. Jak czuły się dziewczyny nie mając pasji i takich ambicji jak ona?
Niepotrzebnie się martwiła, bo im wcale to nie przeszkadzało. Wolały imprezy i dobrą zabawę od mądrych planów na przyszłość. Nie wiedziały, iż robią błąd.




~Allie~
Kiedy tylko wróciłam do domu zaparzyłam sobie mocną kawę i usiadłam do nauki. Czekała mnie ciężka praca. Masa tekstu do przeczytania i zaznaczenia najważniejszych fragmentów aż krzyczały z niecierpliwości w mojej torbie.
Popijając gorący napój, przebiegałam oczyma malutką czcionkę kserówek z ołówkiem w ręku, co chwilę kreśląc nawiasy i podkreślając poszczególne słowa.
Nauka nie była jednak tak bardzo dokuczliwa, jak myślałam, a tekst okazał się trudny, acz intrygujący. Po pewnym czasie z przyjemnością wczytywałam się w kolejne zdania.
Z czytania wyrwał mnie dzwonek do drzwi, ze zdziwieniem uznałam, że minęły już cztery godziny i dawno powinnam zostawić materiał, który mieliśmy przerabiać dopiero za dwa dni.
W drzwiach stał uśmiechnięty Jack, widząc moją zakłopotaną minę, sam trochę się zmieszał.
- Przychodzę w nieodpowiednim momencie? – zapytał. – Mogę odwiedzić cię jutro, jeśli chcesz.
- Nie, nie – zaprzeczyłam szybko. – Wszystko jest jak w najlepszym porządku. Wejdź – nie trzeba było go zachęcać, po sekundzie zdejmował trampki i już siedział w salonie.
- Może obejrzymy film?
Jego słowa uświadomiły mi, że nie mam najmniejszej ochoty na siedzenie przed telewizorem. Potrzebowałam świeżego powietrza.
- Wolałabym spacer, co ty na to?
- Czego nie robi się dla najpiękniejszej kobiety na świecie? – zadał retoryczne pytanie z promiennym uśmiechem na pełnych wargach.
Przyjaciel pociągnął mnie w kierunku odległego parku.
- Nie mam siły – jęknęłam, kiedy doszliśmy na miejsce i z uwielbieniem rozsiadłam się na ławce, która teraz wydawała mi się wygodna, niczym najdroższy fotel. – Tak szybko czmychasz.
Chłopak zaśmiał się głośno.
- To chyba przez te długie nogi – stwierdziłam, czując się jak geniusz.

- Co ty nie powiesz? – dodał zaczepnie Jack.
- Tak, powiem. Dodam też kilka słów podzięki. Nie wiem, co bym robiła gdyby nie ty. 
- No, myślę, że powinnaś być mi wdzięczna do końca życia - zażartował szatyn. 








--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kurcze, nie wiem, jak mam Wam dziękować! Poprosiłam o 5 komentarzy - jest pięć komentarzy w dwa dni! Bardzo, ale to bardzo dziękuję :* Ten rozdział dedykuję osobom, które dały mi motywację! 
Tym razem proszę o 6  Waszych komentarzy - i natychmiastowo pojawi się rozdział osiemnasty :))







poniedziałek, 9 września 2013

Rozdział 16


*

Zayn zachęcił Allie, aby najzwyczajniej w świecie spotkała się ze starymi znajomymi. Zgodziła się chętnie, bo dlaczego miałaby nie skorzystać z ostatnich trzech dni wakacji? Poza tym, Cole sam zadzwonił do niej z propozycją pójścia na imprezę.
Malik podjechał pod klub.
- Bądź grzeczna – przestrzegał, jak małą dziewczynkę. – Jadę oglądać mecz z chłopakami, mam po ciebie przyjechać?
- Nie, mam blisko – wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
-To leć, miłej zabawy!
Dał jej buziaka i odjechał z podjazdu.
Przed budynkiem czekał już wysoki, krótkowłosy brunet wraz z jasnym szatynem. To Cole i Lucas. Widząc Allie po raz pierwszy od roku, na jej widok wybałuszyli oczy. nie wiedzieli co było lepsze – płomienne, długie włosy? Przyciągające oczy? A może zgrabna sylwetka?
- O rany – zawołał Cole. – Zawsze byłaś śliczna, ale teraz przeszłaś samą siebie! Łał!
Chłopcy przytulili ją na przywitanie.
- Was też miło widzieć – westchnęła teatralnie. Obaj złapali ją pod ręce i zaprowadzili do klubu.
Ogromna przestrzeń zajęta była dużą ilością ludzi. Tańczyli w rytm głośnej muzyki, dobiegając z wielkich głośników, w każdym możliwym kącie całowały się wstawione pary. Znajomi zmrużyli oczy, neonowe reflektory wirowały razem z osobami na parkiecie.
- Chodź, idziemy do reszty! – zawołał Lucas.
Przy barze siedziały jeszcze cztery osoby. Allie bez trudu poznała w nich kolegów z paczki.
Podbiegły do niej dwie z nich. Jedna dziewczyna miała blond, krótkie włosy i piegi. Była to Katie.
- Oh, cześć! Wspaniale, ze jesteś – ścisnęła ją mocno.
Zaraz po niej przytuliła ją dziewiętnastolatka o również jasnym odcieniu włosów, te jednak były kręcone. Rebecca! Tak to ona!
- Rany, super cię widzieć! Jak chłopaki powiedzieli, ze przyjdziesz to od razu się ucieszyliśmy! – zawołała tą typową, prostą mową, charakterystyczne słownictwo – pomyślała z przykrością Ruda.
- Miejsce dla nas! – krzyknął ktoś gardłowym głosem, to na pewno… Jonathan! Zza Rebecci wyłonił się przystojny blondyn. – Cześć, Alls – obdarował ją całusem w policzek.
- Oh, moja kolej – westchnął czarnowłosy Max.  O mało nie zgniótł Rudzielca swoim zbudowanym ciałem. – Myślałem, ze już nigdy nas nie odwiedzisz.
- Tak… rzadko bywam w domu. Mam dużo nauki, nie blefuję – położyła rękę na piersi, by umocnić ich w przekonaniu, iż mówi prawdę.
Pokiwali smutno głowami, zamawiając drinki. Tak dobrze się rozmawiało, że nawet nie zauważyli kiedy do gry weszła czwarta szklanka alkoholu.
- Chodź, zatańczymy, mała – Maxxi pociągnął ją na parkiet.
Ruda zawsze uwielbiała się bawić, była domatorką, lecz w liceum przynajmniej raz tygodniowo szaleli ze swoją paczką w klubie. Dlatego też na parkiecie była niezłym kąskiem i będąc singielką wirowała wśród chłopców.
Dlaczego by nie spróbować? – pomyślała. – Nic nie zaszkodzi.
Tańcząc z Maxem, złapała się ramienia innego chłopaka, widząc jego zainteresowanie tańczyła z nim chwilkę. Potem przeskoczyła w drugą stronę, kręcąc się samotnie poczuła, jak ktoś łapie ją za talię, było to Cole. Wiele osób patrzyło na nich, gdy razem wirowali w tańcu, Rudowłosa jednak poczuła lekkie szarpnięcie i już była w ramionach przystojnego mulata i czekoladowych tęczówkach. Któż to był?
W pierwszej chwili poczuła narastającą złość. Ten wieczór miała spędzić w towarzystwie znajomych.
- Co tu robisz? – zapytała poirytowana.
- Tańczę z najpiękniejszą dziewczyną na świecie – szepnął jej do ucha. I nagle całe rozdrażnienie znikło. Jak za pociągnieciem magicznej różdżki – wystarczyło jedno słowo Zayna.
- Mówiłeś, że idziesz oglądać mecz – droczyła się z nim, nie przerywając tańca.
- Tęskniłem! Skazałaś mnie na inne towarzystwo, to najgorsza kara!
- Nie przesadzaj. Dobrze wiem, że nie jesteś tu tylko dlatego.
- Okej, rozgryzłaś mnie! – zaśmiał się. – Pomyślałem, że sprawdzę, czy u ciebie wszystko dobrze. I chciałem zobaczyć co robisz w klubie pełnym przystojnych normalnych chłopaków.
Allie pociągnęła Malika w cichszy kąt Sali.
- Kiedy ty to zrozumiesz, Zayn? – zapytała, a jej głos się łamał, czuła się nieco wykończona.
- Dobrze wiem, jakie do dla ciebie męczące! Ciągła rozłąka, na każdym kroku paparazzi. To trudne! – odparł nerwowo, zły na siebie. Denerwowało go to, że nie może dać jej tyle, co normalny chłopak. Spokój, prywatność i bycie w każdej ciężkiej sytuacji przy niej.
- O, jesteś, Alls! – nagle ‘spod ziemi’ wyłonił się Lucas. – Wszędzie Cię szukam.
Przypatrzył się osobie, stojącej koło koleżanki. I nagle zrozumiał.
-Yea, nie wierzę! Zayn? – zaczął witać się z mulatem.
- Mm, ciebie także supcio widzieć… e?
- Lucas. Mam na imię Lucas.
Zayn pokiwał głową ze zrozumieniem.
Natomiast drugi chłopak wyjął z kieszeni pisak i podał go Malikowi.
- Podpiszesz mi się? – zapytał Lucas, wskazując żebra.
- Nie ma sprawy.
Ruda uderzyła się otwartą dłonią w czoło.
- Takiemu to tylko przywalić. Patelnią. Najlepiej teflonową. Chociaż szkoda… patelni oczywiście! – wymamrotała, zawstydzona szkolnym kolegą. A co jeśli Zayn pomyśli, że imprezuje z totalnymi głąbami? Jej znajomi nigdy nie wyznaczali się szczególną inteligencją, ale nie należeli do najgłupszych!

*dwa dni później*
Na lotnisku było wyjątkowo mało osób. Dziś był 28 sierpnia, dzień wylotu chłopców do Austrii. One Direction było tym nieco podniecone, cóż, nikt się temu nie dziwił. W gorszym nastroju były ich trzy przyjaciółki, Alex, Nicole oraz Rudzielec, które pozostawały same w Londynie. Dziewczyny starały się nie pokazywać chłopcom, że im smutno.
Gdzieś z boku Louis z blondynką żegnali się, wcale nie skrywając uczuć. ‘Carrot’ ( bo taki przydomek Lou dostał od Rudej ) całował Nicole.
- Nie wiem, czy z mojej perspektywy wygląda to tak fajnie – rzekł Niall na nich wskazując. Hazza objął blondynka.
- Nie martw się, nie jesteś sam!
Liam obejmował Nicole, szepcąc jej co chwila coś do ucha, na co ta rumieniła się uroczo lub chichotała.
Natomiast Zayn pocałował Allie we włosy i przycisnął jeszcze bliżej siebie.
- Dzwoń, dzwoń o każdej porze dnia i nocy! – mówił jej kolejny raz z rzędu. – Przylecę do ciebie, jeśli będzie taka potrzeba!
- Dam sobie radę! – śmiała się dziewczyna.
Stewardessa upominała pasażerów o wsiadaniu do samolotu.
Wszyscy szybko zaczęli się żegnać. Rudowłosa przytuliła Niallera, wyjęła z torby kolorową paczuszkę i podała chłopakowi.
- Żebyś nie zgłodniał – on tylko odpowiedział słodkim buziakiem w policzek i łagodnym uśmiechem.
Allie i Zayn doszli wczoraj do wniosku, że Niallowi będzie miło, kiedy Ruda da mu trochę słodyczy na drogę. Poza tym, dziewczyna czuła dziwne poczucie obowiązku, aby należycie dbać o blondynka.

-Pa, cześć dziewczyny! – zawołali chłopcy, wchodząc do samolotu. 





-----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział 16 dodaję już teraz, 'Mania Młyn' napisała, że czeka na następy, więc prosze bardzo :))
Czekam na 5 komentarzy waszych pod tym rozdziałem - wtedy pojawi się siedemnasty. Proszę, nie zawiedźcie mnie.