poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 44

*

Siedziała na plaży, ubrana w luźny szary sweter, w ręku gniotła kartkę, tego dnia nie miała weny, do głowy nic jej nie przychodziło.
Nie usłyszała, jak Cris podszedł i usiadł obok niej, trzymając w reku dwa kubki z gorącą czekoladą. Patrzył na nią zachłannie, lecz jakby niewinnie. Wreszcie go dostrzegła, wyrwana z myśli.
Ahh, Cris… poznała go tamtego dnia na ognisku. Przyjeżdżał tu na wakacje do rodziców, był piosenkarzem, tworzył muzykę, pisał teksty piosenek. Zaraz… czy to nie kolejny muzyk w jej życiu? W każdym razie, Cris Cab był cudowny, znali się zalewnie dwa tygodnie, a już odgrywał niemal najważniejszą rolę w jej życiu. Jako przyjaciel, rzecz jasna.
- Nie rozumiem cię, Alls! – zawołał, udając powagę.
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco.
- Zamiast siedzieć i pisać jakieś bzdury, powinnaś biegać ze mną po okolicy, no chodź – zaśmiał się, wpakował ją do swojego starego, błękitnego porsche.
- Błagam cię, jeśli chcesz mnie wywieźć stąd, to chociaż daj mi się przebrać, okay? – jęczała Allie.
Chłopak przymrużył oczy.
- Masz pięć minut!
Rudzielec wyskoczył z auta do domu.
W ciągu kilku sekund dresy zamieniła w krótką, granatową sukienkę i czarne obcasy, szybko podmalowała twarz, chwyciła torebkę i była gotowa do wyjścia.
- Nie jestem z ciebie zadowolony – żartował brunet – prawie siedem minut, to oznacza dwie spóźnienia i karę! – wskazał na policzek, ruda musnęła go ustami, a po jej całusie został różowy ślad na twarzy chłopaka. Dotknął go – ojej, już nigdy nie umyję tego policzka!
Allie zaśmiała się, mówiąc – jesteś stuknięty.
Cały dzień zwiedzali pobliskie miasteczka, Cris znał je na pamięć, jednak uwielbiał widzieć uśmiech na ustach Allie, dlatego uważał, że zamiast spacerować po tej samej plaży, lepiej robić coś innego. Poza tym, dawno nie bawił się tak dobrze.



Po powrocie do domu, rudzielec włączył laptopa i odczytał maila od Harrego. Tak, miała z nim kontakt. Miała go również z dziewczętami, ale nie była gotowa jeszcze na konfrontacje z nimi.
Styles pisał, że mają masę roboty, ale prosił o wizytę Allie w Londynie. Domagał się tego, żeby on sam mógł do niej przyjechać. Ale ona wolała jeszcze poczekać. Czy wszystkie sprawy zawsze musiały ciągnąć się za nią? Była szczęśliwa, ponieważ Harry się zakochał. Zabiegał o względy jakiejś tancerki, a ruda była tym urzeczona. Wreszcie mogłaby komfortowo czuć się u boku Loczka, którego uczuciowe myśli zaprzątałaby inna dziewczyna.
W tym momencie zadzwonił jej telefon. Kto dzwonił? Zayn. Po raz dziesiąty tego dnia. Wiedziała, że postąpiła źle, bo potraktowała go niejasno, nie dała mu wyboru. Dziś, postanowiła zdobyć się na odwagę i odebrać.
 - Halo, Allie? Gdzie jesteś, co robisz?!
- Oglądam Twoje zdjęcia z Perrie z dnia dzisiejszego.
Na Internecie pojawiły się fotki Malika spacerującego po mieście z panną Edwards. Portale internetowe szalały i zachodziły w głowę – co stało się z Allie Evans? Nagła rozstanie? Zdrada? A może kryzys w związku? „Para od kilku tygodni nie była widywana razem” – donosiły artykuły z Internetu.
Usłyszała, jak Zayn przełyka ślinę.
 - Owszem, była dziś z nią w centrum. Pomagała mi…
 - Skończ, nie chce mi się tego słuchać.
 - Dziewczyno, tobie nie chce się słuchać? Uciekłaś ze szpitala, wiesz co mogło się z tobą stać? Byłaś w śpiączce! Zostawiłaś mi jakiś durny list!
 - Ale.. – bąknęła dziewczyna.
 - Nie przerywaj mi! Do jasnej cholery, nie przerywaj! Nikt nie wiedział gdzie jesteś i co się z tobą dzieje! Skąd mogę wiedzieć, czy jesteś bezpieczna? Myślałem, że mnie kochasz i nigdy nie postąpisz w ten sposób! Taka sytuacja nie miała prawa mieć miejsca. Proszę, wróć, Allie… gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie, przylecę, nawet gdyby było to na końcu świata.
 - Zajmij się opieką nad Perrie, a mi daj spokój – rozłączyła się.
Dopiero teraz zauważyła, że w progu jej salonu stoi Cris.
 - Przepraszam… Alls, nie mówiłaś, że byłaś w śpiączce i… jesteś chora?
Opowiedziała chłopakowi w kilku zdaniach o wypadku. Jego reakcja była… inna, niż się mogła spodziewać. On, zamiast zadawać milion pytań, posadził ją sobie na kolanach i przytulił.
~Allie~
Założę się, iż myślicie sobie teraz – ohh, jakże pokrzywdzona przez los, biedna dziewczynka.
Ale ja naprawdę nie użalam się nad swoim losem! Właśnie teraz powinnam leżeć w szpitalu, być na rehabilitacji, mimo to – funkcjonuję od trzech tygodni, niczym zdrowy, normalny człowiek.
Po drugie, moi drodzy, nie wszystko wiecie.
Kiedy byłam w śpiączce, słyszałam każde słowo, wypowiedziane w mojej Sali. Oczywiście wtedy nie docierały one do mojej świadomości, jednak teraz pamiętam je i rozumiem doskonale. Nie wiem jednak, którego dnia to się stało, lecz słyszałam kłótnię Hazzy z Zaynem.
Doceńcie moje słowa, idiotyczna sytuacja…
 - „Nie rozumiem cię, stary, twoja dziewczyna umiera, a ty flirtujesz z blondusią w przykrótkich portkach, to żałosne – zaczął spokojnie Harry.
- Co ty możesz wiedzieć, co? Jak możesz mówić, że ona umiera? Nie flirtuję z Perrie, dobrze wiesz, że kocham Allie i nigdy bym jej nie skrzywdził!
 Głos Malika był nerwowy.
 - Uwierz mi, że jeden pocałunek rani bardziej, niż tysiąc. Zawiodłeś mnie, bo masz przed sobą cudowną kobietę, której nie potrafisz docenić, jesteś żałosny”. 
Styles trzasnął drzwiami.
Zayn pocałował Perrie, Zayn pocałował Perrie…

~Cris~
Znam Allie dwa tygodnie, marne czternaście dni, ale wiedziałem o jej istnieniu dużo wcześniej. O niej i Zaynie było głośno rok temu, gdy stali się parą, trudno więc ich nie pamiętać. Spotkałem też ich kilka razy w Londynie, czy na koncertach, to znaczy… widziałem ich.
Gdy usłyszałem tą rozmowę zabolało mnie serce, naprawdę.

To nie miało prawa się wydarzyć. Dlaczego taka dziewczyna musi cierpieć? 










--------------------------------------------------------------------------------
Rozdział dedykuję moim dwóm najlepszym czytelniczkom pod słońcem. 
Bez Was nie dałabym rady, kocham Was i dziękuję!

czwartek, 19 czerwca 2014

Rozdział 43


~Allie~
Postanowiłam  wyprowadzić się z Londynu. Nie wiem na ile. Może miesiąc, może dwa, a może rok. Po prostu – uciec. Kolejny wypadek w moim życiu nie był zwyczajnym pechem, to była podpowiedź, że muszę coś zmienić.
Tydzień przesiadywałam w Bradford, razem z rodzicami i Cole’m, ale uznałam, że powinnam wrócić do pracy i zamieszkać gdzieś na stałe.
Wybrałam dalekie od Londynu, malutkie miasteczko nad morzem, gdzie mogła spokojnie pisać i wysyłać prace do redakcji, którą  Zayn poinformował o wypadku. Miałam z nimi wszystko uzgodnione, moim zadaniem była praca w samotności, a kiedy będę w formie – powrót do żywych.
Przez tydzień udawania idealnej formy przed rodzicami miałam naprawdę dość. Nie zapominając, że połamaną nogę miałam usztywnioną jedynie w bandaż, a resztę ciała kompletnie poharataną i nie opatrzoną. Cole również myślał, że miewam się dobrze.
A Zayn… uznałam go za przeszłość. Po wyjściu ze szpitala zdążyłam zabrać dużą część swoich rzeczy, wszystkie dokumenty i zostawiłam mu krótki list. Nie chciałam wracać do niego myślami. Powinien zająć się teraz Perrie.
Wiem, jestem cholerną egoistką.

Wysiadłam z nowego samochodu, który dostałam za utratę poprzedniego. Zaparkowałam przed moim domem. Nie była to willa, w której mieszkałam jeszcze trzy tygodnie temu, ale byłam z siebie naprawdę dumna.
Okolica była przyjemna, mało domów, mało aut, mało ludzi. Właśnie takiego miejsca szukałam! Mój dom był biały, piętrowy, otoczony krzakami pięknych dzikich róż, z tyłu znajdował się spory ogród z drewnianą huśtawką i równo przykoszoną trawą. Od razu zakochałam się w moim nowym miejscu zamieszkania. Wnętrze było cudowne, przyjemne i ciepłe. Od przedpokoju przechodziło się do naświetlonej kuchni, z dużym szerokim blatem i krzesełkami przy nim, był tam też nowoczesny sprzęt kuchenny. Dalej był salon, przestronny i w jasnych barwach, z kominkiem. Mała łazienka na dole i duża na górze. Schody prowadziły do korytarzyku, z którego wyjść można było do pięknej sypialni z ogromnym łóżkiem. Był tam też pokój do pracy i gościnny. Idealnie.
Powoli zwiedzałam dom i zachwycałam się każdym szczegółem. To był mój dom, na który zarobiłam sama, czułam się jak zwycięzca. Potem zaczęłam rozpakowywać rzeczy, miałam za sobą ciężki czas, jedyne czego chciałam to odpoczynek.

*

- Jeden durny list! Kilka słów zapisanych na papierze! Zero wyjaśnień! – chłopak kopnął wazon.
- Zayn, uspokój się! Miała powody, nie uważasz?
W pokoju zrobiło się cicho. Harry spojrzał skupiony na przyjaciela.
- Miała je.
Usiadł na kanapie i twarz zakrył w dłoniach.


Tego dnia Allie postanowiła ruszyć się z domu, chciała idealnie poznać okolicę, słyszała o jakiejś imprezie na plaży. Była to dobra okazja, aby kogoś poznać.
Była połowa czerwca, lecz pogoda nie spisywała się za dobrze. Dziewczyna założyła cienką, czarną kurteczkę, ciemne dżinsy i buty na obcasie. Czuła się dobrze, tutejszy klimat w zupełności jej sprzyjał. Szybkim krokiem wyszła z domu.
Na plaży było mało ludzi, miasteczko liczyło naprawdę niewielu mieszkańców, a z powodu pogody wszyscy tłukli się pod sporą, drewnianą altanką. Z boku paliło się ognisko.
Rudowłosa myślała, że zostanie niezauważona, jednak wszyscy mieszkańcy podeszli do niej i zaczęli Radośnie się przedstawiać, częstować herbatą i ciastkami, dziewczyna już dawno nie czuła się tak naturalnie. Wśród tych ludzi poczuła się swobodnie.

Nie było tu nikogo w jej wieku, a od sąsiadów dowiedziała się, że w mieście nie ma jej rówieśników, z wyjątkiem chłopaka grającego na gitarze. 









-----------------------------------------------------------------------------------------------

Na początku chcę podziękować za dwa komentarze, którymi ucieszyłam się jak dziecko:) Słowa konkretnej, szczerej krytyki, czy uwagi dają naprawdę wiele do myślenia. Nie odpowiedziałam na komentarze, ponieważ moją odpowiedzią na nie jest ten rozdział.
 Jeszcze raz dziękuję - za niemal 10 tysięcy wyświetleń,  czytanie opowiadania i wsparcie ♥
+ kolejny rozdział mam już napisany (dużo dłuższy od tego!), ale od szybkości pojawienia się go zdecyduje ilość komentarzy :)

czwartek, 12 czerwca 2014

Rozdział 42

~ Zayn~
W zasadzie to czułem się szczęśliwy. Dlaczego? Może dlatego, że zrozumiałem, jakim idiotą jestem i mogłem działać! Jak na skrzydłach leciałem po MOJĄ Allie. Właśnie! Ciekawe jak jej poszło…
Wysiadłem z taksówki i popędziłem po bukiet kwiatów, kątem oka zauważyłem, że Alls nie wychodzi jeszcze z budynku.

~Allie~
- Gratulacje, panno Evans! Do pracy zapraszam już jutro, mam nadzieję, że nasza współpraca będzie długa i owocna – szefowa podała mi dłoń i uścisnęła ją lekko.
Rozmawiałyśmy jeszcze chwilę, a ja wybiegłam rozradowana na ulicę. Miałam ochotę tańczyć i śpiewać! A może jeszcze jeść? Tak, od kilku dni nic nie miałam w żołądku, teraz stres znikł. Nie przejmowałam się nawet pierwszym dniem w pracy. Dam radę! Kto, jeśli nie ja?
Pewnym krokiem ruszyłam wzdłuż chodnika, kierując się do samochodu.
Właśnie! Nic nie wspominałam, ale zainwestowałam w mój pierwszy samochód, audi a6 i jestem z siebie dumna, dlaczego? Zarobiłam na niego sama, pracą w wydawnictwie!


*

Allie prowadziła samochód, była zdenerwowana, bo… Zayn się nie pokazał, miała nadzieję, że wpadnie chociaż na chwilę, pogratuluje jej. Początkową radość przyćmił smutek i znużenie.
W tym samym czasie chłopak podbiegł pod budynek siedziby Vogue z bukietem białych róż, widział jednak, jak rudzielec odjeżdża z parkingu, z zawrotną prędkością. Krzyknął jej imię, Allie odwróciła się w jego stronę, lecz z powrotem przeniosła wzrok na jezdnię, nie zdążyła nic zrobić. Rozpędzone porsche uderzyło prosto w jej samochód.
Przeraźliwy wrzask Malika zagłuszył dźwięk gruchotanej stali. Z obu samochodów nie zostało nic. Ludzie zaczęli zbiegać ze wszystkich stron, ktoś krzyczał, inni wzywali karetkę. Totalny chaos ogarnął całą ulicę.
Zayn stał, jak słup, czul jak ziemia osuwa mu się spod nóg, dłonie odmawiają posłuszeństwa i wypuszcza bukiet róż.
Karetka przyjechała. Chłopaka jadącego porsche zapakowano do karetki, jego kolegę… w czarny wór. Widział, jak ratownicy noszami transportują Allie do karetki, widział też, jej zupełnie bladą twarz, była nieprzytomna, w dodatku – zalana krwią.
Usłyszał rozmowy przechodniów, ludzie się rozchodzili, a z chmur malutkimi kropelkami padał deszcz.
Czy ona przeżyje? A gdyby… nie, nie dopuszczał do siebie takiej myśli, lecz z drugiej strony… ten pasażer z porsche… Deszcz zakrył łzy chłopaka.


~Harry~
Gdy dowiedziałem się, co się stało – natychmiast wsiadłem w samochód, odebrałem spod parkingu Zayna, który był kompletnie roztrzęsiony. Machał rękoma i coś tłumaczył, widziałem, jak wyciąga papierosa, nawet nie protestowałem. Wiedziałem, co on musi czuć, bo to samo czułem i ja. Wiedziałem jednak, że Allie chciałaby, aby któryś z nas zachował zdrowy rozum. Musiałem być to, niestety, ja.
Kiedy weszliśmy do szpitala, na pierwszy rzut oka widać było, że coś się stało. Lekarze biegali, siostry krzyczały, byłem przekonany, że  będzie dobrze, przecież musi być. Lekarze walczyli o życie Allie i chłopaka z porsche. Zjechałem po ścianie i ukryłem twarz w dłoniach.


- kilka dni później –

*
Dziewiętnastoletni chłopak, który spowodował wypadek miewał się dobrze. Miał kilka złamań, ale jego życiu nic nie zagrażało. Natomiast Allie… z nią było gorzej. Była w śpiączce, miała połamane żebra i nogę, zwichnięty nadgarstek, wstrząs mózgu. Lekarze twierdzą, że szybko wróciłaby do siebie, gdyby tylko się obudziła. Ale nie budziła.

Alexandra w tym czasie urodziła zdrową dziewczynkę, którą nazwała Nallie i codziennie z Nicole odwiedzały rudowłosą. Ale po kilku dniach entuzjazm, że „wszystko będzie dobrze” zniknął w zupełności. Mała Nallie patrzyła z nosidełka na śpiącą ciocię i dotykała malutką rączką jej gładkiej i białej, niczym śnieg cery. Liam wówczas obejmował Alexandrę i wchodził wraz z rodziną z Sali. Przyjechali też Cole i rodzice rudzielca, mieszkali w domu Zayna, który nie był w stanie nic zrobić, chodził z kąta w kąt. Harry przesiadywał godzinami w szpitalu, przynosił świeże kwiaty i cały czas opowiadał Allie o czymś nowym.

- kolejny tydzień później –

~Allie~

Pamiętam wszystko, o czym mówił Harry, słyszałam jego słowa, czułam łzy Zayna na mojej twarzy i jego dotyk.
Otworzyłam oczy i poczułam niesamowity ból. Tak źle jeszcze ze mną nie było.
- Peszek – mruknęłam do siebie.
Odczepiłam wenflon od ręki i kroplówkę, kilka elektrodów, na stoliku zauważyłam listy, które wrzuciłam do czarnej torby znajdującej się pod moim łóżkiem. Z torby wyjęłam białą koszulkę i czarną bluzę, szybko się ubrałam i cichutko wyszłam z pokoju.

*
 Zayn wszedł do szpitala, poczym skierował swe kroki do sali rudzielca. Ale łóżko było puste, więc opanował go strach. Znalazł lekarza.
- Doktorze, co się stało?! Łóżko jest puste, obudziła się?
- Nie... byłem tam niedawno i pacjentka nadal… sprawdźmy.
Ale dziewczyny naprawdę nie było.
Na szczęście Zayn znał rudowłosą nie od dziś i wiedział, że musiała wyjść.

Zostawił lekarza bez wyjaśnień i pobiegł do domu.





------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Półtora miesiąca przerwy, półtora miesiąca bez komentarzy, półtora miesiąca czekania na motywację.
Półtora miesiąca, który mógł Was zawieść, właściwie zawieść mogłam zawieść ja. 
Tydzień temu były moje urodziny i to podczas nich zdecydowałam się na dalsze prowadzenie bloga, wcześniej - wątpliwości rozrywały mnie od środka. 
Życzę Wam miłego czytania, 

PS. SPRAWDZAM LISTĘ OBECNOŚCI - KTO CZYTA = KOMENTARZ!

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 41

~Jack~
Trener wrzasnął na mnie, zatrzymałem się w połowie boiska, przystanąłem i spojrzałem na niego. Facet szedł do mnie powoli, spokojny, pełny opanowania. Dotknął ręką mojej łopatki i poprowadził na bok.
- Jack… co się z tobą dzieje? Dobrze się czujesz? Słuchaj, odpuść sobie jutrzejszy mecz, co? Tak będzie lepiej, daję ci tydzień wolnego… wyjedź, odpocznij, załatw kilka spraw – niech wróci do mnie dawny Walker, dobrze?
Nie broniłem się, może nawet czekałem na te słowa? Potrzebowałem odpoczynku,
Szczęścia… jej uśmiechu.
Miałem ochotę na spacer, ale zamiast iść przed siebie, wsiadłem do samochodu.
Czy naprawdę jestem tylko wrakiem człowieka? Jak mogę być szczęśliwy?
Uśmiech… szczery uśmiech… tak dawno nie widziałem go w lustrze, tak dawno nie widziałem Allie.
Dojechałem do domu, a kiedy do niego wszedłem rzuciłem daleko sportową torbę, zdjąłem buty i koszulkę. Położyłem się na sofie, bo nic innego mi nie zostało.
Mój telefon zawibrował, pisali koledzy z zespołu.
„Jack żyjesz?”
„Stary, jak my bez ciebie zagramy?”
W tym momencie nic mnie nie obchodziło, wstałem i bezmyślnie chodziłem po mieszkaniu, na podłodze leżała koperta, dlaczego wcześniej jej nie zauważyłem?
To Allie, pisała Allie! Zaśmiałem się jak dziecko. Kartka leżała w moim domu od czterech dni, a jej nie zauważyłem. Tak po prostu – kopnąłem na bok, nie sprawdzając, co to.
Wyobraziłem sobie, jak rudowłosa siedzi w parku, nogi postawione ma na ławce. Wiatr rozwiewa lekko jej włosy, a ona odgarnia je nerwowym ruchem. Kreśli słowa, a potem wrzuca je pod moje drzwi. Do mnie. Dla mnie. Tylko i wyłącznie mi.
To trochę dziwne, prawda? Myślisz sobie, że uważam się za wybitnego piłkarza, super przystojniaka, czy pewnego siebie Casanovę, cóż… bo widzisz, teraz z moich oczu wypływają łzy, łzy szczęścia, na kartkę spada jedna kropelka, rozmazując kilka słów.

~Allie~
Mój kontakt z Zaynem stał się nienormalny – nienormalny? Nie. Oziębły? Dziwny, tak, dziwny idealnie oddaje tą sytuację. Chłopcy mają teraz mnóstwo pracy, związanej z promocją płyty, nagrywają teledyski, spotykają się z fankami, udzielają wywiadów, chodzą na sesje zdjęciowe… ale nie tylko, nie sposób wymienić tego, co robią. Zayn wychodzi rano, wraca wieczorem – tak to wygląda. A gdy wróci jest padnięty.
Ja natomiast dużo czasu spędzam z Alexandrą, staram się jej pomagać, kupujemy smoczki, buteleczki, śliniaczki. Piszę dużo artykułów, ponieważ staram się o posadę dziennikarki w magazynie VOGUE, bardzo pragnę tam pracować, może dlatego, iż to branża z wyższej półki. Potrzebuję pracy, bardzo, od siedzenia w domu popadam w lekką depresję, nie mam ochoty na jedzenie, stop – ja nic nie jem. Piję wodę, łykam jakieś durne pigułki i witaminy. Moja samoocena spada w dół, umieram z tęsknoty za dawnym, wesołym Zaynem. Marzę o długim pobycie w Bradford. Całymi godzinami, dniami, piszę. Wszystko, aby osiągnąć sukces, wszystko, żeby tylko zabić czas.
Wychodzę z wanny i owijam się dużym ręcznikiem, kiedy wreszcie kończę balsamować ciało – zaczynam się malować i suszyć włosy, w końcu staję przed szafą i… jak zwykle nie mam co założyć. Wreszcie decyduję się na czarne, mocno opięte rurki i pudrowy sweterek.
Dziś jest ten dzień – dowiem się, czy zostałam przyjęta do pracy.
Dlatego jestem spięta, co chwilę zaciskam dłonie, zdrapuję lakier z paznokci lub przeczesuję włosy opuszkami palców. Decyduję się na ostateczną konfrontację ze światem – wychodzę z domu, aby poznać wynik mojej praczy, usłyszeć słowa: tak lub nie…
Kiedy dochodzę do budynku dłonie drżą mi lekko, jestem roztrzęsiona, lecz pewnym krokiem wchodzę do cudownego holu bogatego budynku.

~Zayn~
Zerkam na zegarek, nie chcąc się spóźnić, uważnie pilnuję godziny.
Jestem na siebie tak bardzo zły, zły? Ja jestem wściekły! Dziś Allie ma swoją pierwszą w życiu rozmowę kwalifikacyjną. Powinienem ją wspierać, a nie podpisywać swoje zdjęcia! Od tygodnia chodziła cała podenerwowana, a ja nie miałem nawet czasu, aby z nią usiąść, porozmawiać, przytulić. Jestem beznadziejnym chłopakiem. Co ona jeszcze ze mną robi? Inna dziewczyna już dawno płakałaby, że nie zwracam na nią uwagi, czy coś takiego, a Allie… robi dobrą minę do złej gry. Chyba nadal jest zła za tą kolację z Perrie, nie dziwię się jej, zachowałem się jak ostatni cham, ona nigdy nie zaprosiłaby do nas Jacka, bez mojej zgody na obiad, czy choćby kawę. I nawet nie zauważałem tego, że jestem w stosunku do niej nie fair, ale ostatnio coś we mnie pękło, miałem wrażenie, że ona może już nie czuje do mnie tego, co ja do niej. Ale zamiast porozmawiać z nią, ja siedziałem z założonymi rękami.
Nagle dotarło do mnie, że jeśli teraz się nie ruszę, to nie mam prawa liczyć na uczucie Allie.
Przeskoczyłem przez stół, na którym leżał stos zdjęć i markerów.
- Malik, do cholery, gdzie biegniesz?! – wydarł się Louis, kiedy wybiegałem ze studia.
- Walczyć o miłość mojego życia!
Złapałem pierwszą lepszą taksówkę i wrzasnąłem do kierowcy:

- Na pokątną! To znaczy… na Oxford street!


------------------------------------------------------------------------------------------

... Czekałam z dodawaniem tego rozdziału bardzo długo. 
Jak się domyślacie - mało komentarzy = kiepska motywacja. 
Ale piszę dalej dla osób, które nadal są ze mną i którym dziękuję najmocniej z całego serduszka! Ten rozdział jest dla Was! 

wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 40

Pożegnanie z Colem i rodzicami było trudne. Może nawet za ciężkie na szczupłe barki rudowłosej, ciężko było jej udźwignąć kolejne rozstanie.
Jednak dziś był dzień powrotu Zayna do Londynu, z drugiej strony nie mogła więc się doczekać, aż go zobaczy, dotknie, uściska. Z tego powodu droga minęła jej szybko, słuchając radia i pijąc kawę, rozmawiając przez telefon z Alex, którą wypisano ze szpitala do domu – nawet nie obejrzała się, kiedy zajechała pod dom. Wbiegła do niego, nie musiała otwierać drzwi: Zayn już był.
- Witam panie Malik! – zawołała w przedpokoju. Przed nią wyszedł mulat, przytulając ją mocno do siebie.
- Mamy gościa, kochanie – poinformował, prowadząc ją do salonu, wskazał na słynną Perrie Edwards.
Blondynka wstała, aby się przedstawić, wyciągnęła rękę, wypowiadając swoje imię, ale w jej oczach błyszczała zazdrość, jad, rudzielec od razu zauważył, że Edwards nie darzy jej sympatią. Z wzajemnością, oczywiście.
- Allie – odparła jednak, z uśmiechem, odwzajemniając uścisk.
- Zayn dużo mi o tobie opowiadał.
Blondynka przechyliła głowę, wypowiadając te słowa i przyjrzała się ubraniom dziewczyny.
- Tak? Mi niestety o tobie nic, więc wiem niewiele na twój temat – rzekła Alls, zauważając ścięte spojrzenie Perrie.
Edwards była przyjaciółką Zayna z czasów x-factora. Ruda zdawała sobie sprawę z tego, że blondi kręci się koło jej chłopaka w ostatnim czasie, ale nie mogła uwierzyć, że przyjdzie do nich na kolację! W dodatku zaproszona przez Zayna. Cała ta sytuacja nie podobała się jej, Allie była zirytowana, chciała spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem – podczas gdy teraz piła kawę z dziewczyną, która podrywała Zayna. Marny pomysł na popołudnie.
Blondynka uważnie przyglądała się każdemu ruchowi rudowłosej, wreszcie zagaiła:
- Piękną masz marynarkę. To chyba Gucci, prawda?
Zapytana skinęła głową, odruchowo dotykając włosów.
- Musiała być droga, a o ile wiem to dziennikarki zarabiają niezbyt dużo.
Ruda zmrużyła oczy, odpowiadając spokojnie –
- Gdybym była taką dziennikarką, jak ty piosenkarką to owszem nie byłoby mnie na nią stać.
Zaważyła, jak Perrie ściska się gardło. Ktoś zadzwonił do drzwi, ale gość nie czekał na odpowiedź, wszedł do środka.

- Cześć stary! – krzyknął Harry do Zayna, który zaciekawiony wyszedł do przedpokoju. Labladorek zaszczekał na widok Loczka.
Edwards wstała z kanapy, żeby przywitać się z chłopakiem. Styles nie zwrócił na nią jednak uwagi.
- Wpadłem zapytać, czy mogę porwać Allie na kilka godzin…
Evans nie czekała na reakcję Malika, wrzuciła na siebie krótką czarną spódniczkę, jasną bluzkę i wysokie szpilki. Może to było egoistyczne z jej strony, ale chciała wywołać zainteresowanie ze strony chłopców i zazdrość Perrie. Wyeksponowała długie nogi. Zgarnęła płaszczyk i torbę – i już stała przy Harrym.
- No, to my lecimy, miłej kolacji – poczęstowała Zayna marnym spojrzeniem i wyszła z domu.
Kiedy szli w nieznanym jej kierunku, zaczęła dziękować przyjacielowi, wyparował z niej już dawno żal za pocałunek, za dziwne zachowanie, wybaczyła mu dawno, wręcz go rozumiała.
- Harry! Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jestem ci wdzięczna!
Chłopak się zaśmiał i zaczął przekomarzań z nią. W końcu rudzielec podarował mu słodkiego całusa w policzek.
- Perrie daje w kość?
- Jest denerwująca, pojawia się nagle i zaczyna mieszać. Nie tylko w naszym codziennym grafiku – tu Allie zaśmiała się krótko – ale i w moich uczuciach. Osłabia we mnie wszystkie chęci… dziwnie się czuję, dopiero, co wróciłam z Bradford i…
Zaczęła opowiadać Harremu o propozycji Cola, jej pomysłach, melancholijnych dniach pełnych przemyśleń.
Hazza nie wiedział, co może na to odpowiedzieć. Myślał, że jej związek z Zaynem jest idealny, niestety tak nie było, a jego przyjaciółka nie była szczęśliwa. Całe jego wyobrażenia legły w gruzach, w myślach tkwiła Perrie i to, do czego zdążyła, do rozpadu miłości Allie i Malika. Czy uda jej się tego dokonać? Zawsze wierzył w to, że Zayn kocha rudą, ale ostatnimi czasy wszystko, w co wierzył – zawodziło go. Jedyne na czym mógł polegać to było właśnie One Direction i Alls.
- Chodźmy coś zjeść – zaproponował.
Mimo wszystkiego, co spotykało rudzielca, dziewczyna zdawała się być nadzwyczaj silna. Zgodziła się na propozycję. Jej myśli zajmowały jednak słowa Cola.

- „Wróć do Bradford, będzie ci tu dobrze…”



--------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział ten pragnę z całego serca zadedykować Mani Młyn, Dziękuję Ci bardzo, słoneczko:)

środa, 12 marca 2014

Rozdział 39

*

Ruda weszła po cichu do swojego pokoju, było przed trzecią nad ranem, ale dziewczyna całkowicie pochłonięta była myślami, nie odczuwała zmęczenia. Usiadła na parapecie, lecz po chwili otworzyła okno i stanęła na nim, szybkim, zwinnym ruchem. Zaśmiała się niczym dziecko, które otwiera urodzinowy prezent. Na dworze było ciepło, czuć wiosną, bo w końcu nastał marzec. Schyliła się i usiadła, nogi przerzucając za okno i machając nimi rytmicznie. Ta radosna, optymistyczna część dziewczyny śmiała się do świata, przeżuwając listek mięty, zerwany kilka minut temu w ogrodzie, za domem. Natomiast ta, melancholijna, skłonna do ciągłych przemyśleń, przewidywań – miała dość codziennego życia, chciała wrócić do czasów liceum…
Gdzieś we wspomnieniach dziewczyny zaświtał piękny, czerwcowy dzień.

*dwa lata temu, Bradford*
~Cole~
Wyszedłem z domu, aby jak co dzień, nic z resztą nowego, nadrobić drogi, by iść po Allie. Słońce świeciło, pomimo godziny ósmej rano, dlatego na oczy wrzuciłem ciemne okulary, przy okazji przejrzałem się w szybie jednego z aut, zaparkowanych przy ulicy.
- Co to za przystojniak? – żartowałem w myślach, poprawiając, czarne rurki i gładząc ukochany t-shirt, który dostałem od Alls na urodziny. Na ramię zarzuciłem plecak, również koloru ciemnego, ponieważ chłopcom, jak powszechnie wiadomo, nie wypada w różowym paradować.
Na szczęście Evans nie mieszkała daleko.
Ja i Allie jesteśmy ze sobą bardzo blisko, bliżej niż brat z siostrą – w moim mniemaniu oczywiście. Świadomy tego, że jej rodzice są już w pracy, wszedłem do domu bez pukania i krzyknąłem:
- Buraku, dziesięć minut temu powinniśmy być w szkole!
Dziewczyna zjechała po poręczy, miała na sobie czarną, krótką sukienkę, nonszalancki bling bling i czerwone converse. Z wieszaka zdjęła czapkę, by uzupełnić starannie dobrany zestaw, przejrzała się w lustrze, jednocześnie malując usta malinową pomadką.
Okręciła się, jak prima balerina.
- Ta dam – i jak?
- Jest zjawiskowo – odparłem ze śmiechem i ciągnąc ją za rękę, ruszyłem w kierunku szkoły.

Kiedy otworzyłem drzwi klasy i posłałem uśmiech nauczycielowi, panu Draykowi, ten rzekł:
- Cóż, Cole, znów spóźnienie?
Ale za mną wszedł rozpromieniony Rudzielec, a na jej widok koleś całkiem się rozchmurzył.
- Przepraszamy, załatwialiśmy formalności z wychowawcą.
- Nic się nie stało, moja droga, w końcu jest już czerwiec, miesiąc, w którym możemy sobie pozwolić na luźniejszą atmosferę.
Allie zawsze miała chody u nauczycieli, ze względu na wysokie wyniki w nauce. Mruknąłem coś pod nosem.


*
Cole nie bardzo lubił przyjaciółek rudej. Ciągały ją wszędzie, choć wiedział, że ona darzy je sympatią i zaufaniem to i tak wolał mieć ją dla siebie. Ale dziewczyna zawsze znajdowała czas dla niego.
Koło godziny osiemnastej spotkali się przy skate parku, Lucas, Max, Alex, Nicole, Allie i oczywiście Cole. Siedzieli z boku, oparci o ławkę, na pustym placyku. Ktoś przyniósł ciastka,
a dziewczyny wpadły po zimne napoje do Starbuck’sa. Było wesoło, naturalnie, Nicole wypełniała atmosferę swoim śmiechem, kiedy Max uczył ją jeździć na deskorolce.
I było tak beztrosko, odprężająco, żadne z przyjaciół nie martwiło się jutrem.


Cole odprowadzał Allie, ale uznał, że dziś nie nacieszył się nią wystarczająco, tak więc – wpadł do jej domu na godzinkę.
Ewentualnie dwie godzinki – postanowił w myśli.
Uprzednio rozmawiając z jej rodzicami, którzy szykowali się na jakieś wyjście, często spotykali się ze znajomymi, a pani Made była na częstych wypadach na kawę z jego mamą, poszli do pokoju rudej.
Lubił to pomieszczenie. Idealnie oddawało charakter dziewczyny, pokój był przestronny, ale nie duży, w jasnych barwach i z wielkim oknem.

Nie robili nic szczególnego. Nie musieli. Oglądali filmy, robili sobie zdjęcia i nagrywali filmiki na vine. Niezmywalnymi markerami robili sobie ‘tatuaże’. To, że ze sobą przebywali było tak bardzo naturalne.



----------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że spodoba Wam się choć troche ten rozdział. 
Część z Colem pisałam nieco bardziej ... luźnym... stylem. Celowo. 
Co słychać Moje Drogie?

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział 38


*

Allie postanowiła wrócić do Bradford na kilka dni. Zayn jechał z chłopcami do LA, a ona nie chciała spędzać samotnie tego tygodnia. Kiepski nastrój i chęć zabawienia się rozpierały ją od środka.
- Cześć skarbie – powiedziała mama, kiedy wysiadła z samochodu. Zaczęła ją przytulać i ciągnąć za rękę do domu. Tata był jeszcze w pracy. – Zaparzę naszą ulubioną kawę i wszystko mi opowiesz – zawołała radośnie kobieta, cytując urywek reklamy. Rudzielec chwycił filiżanki i pomachał  nimi, jakby do taktu.
- Chwyt marketingowy? – uniosła brew ku górze.
Oglądając jeden z durnych teleturniejów, znanych w UK, Allie spowiadała się mamie… dosłownie. Opowiadała wszystko po kolei, ze szczegółami, o Zaynie, dziewczynach, a nawet o Jacku.
- Ciężka sprawa, pomyślimy nad tym później…
- Wydaje mi się, że nie ma nad czym myśleć – ruda wzruszyła ramionami. – wszystko leży w jego rękach.
- A jak czuje się Alex?
- Jest dobrze, ale mam nadzieję, że poczeka na mnie, aż wrócę – zaśmiała się w odpowiedzi. – Stęskniłam się za wami. Dlatego przyjechałam. Brakowało mi tego ciepła rodzinnego domu i waszego spokoju.
- Poetycko.
- A jak w pracy? W domu?
- Brakuje nam ciebie, Allie, tak szybko wyleciałaś z Bradford. Wszyscy twoi znajomi są jeszcze z rodzinami, mieszkają tu. Cole często zachodzi i pyta o ciebie. Mówi, że nie utrzymujecie kontaktu, a bardzo by tego chciał, pusto tu bez ciebie.  Ja i tata, radzimy sobie dobrze, praca, znajomi i czas leci, ale są wieczory, kiedy siadamy razem w salonie i…
Rudowłosa spojrzała pytająco na matkę.
- I jest tu tak cicho, dziwnie, wręcz nie naturalnie bez Twojego uroczego śmiechu, wesołych zagabywań, nowych żartów. Szybko dorosłaś. Mam poczucie winy, że zaniedbaliśmy twoje zdrowie, ale ty nic nam nie mówiłaś. ..
- Teraz jest dobrze – pochyliła się do kobiety i uścisnęła jej dłoń.


- Macie jakieś plany na wieczór? – dziewczyna zajrzała do sypialni rodziców.
- Dostaliśmy zaproszenie na kolację, ale postanowiłem ją przełożyć – odparł Thomas.
- Nie, idźcie. Ja też mam kilka spraw do załatwienia.
Szybko przeskoczyła kilka schodków, kiedy znalazła się w swoim pokoju, zaczęła zdejmować kremowy sweter i obcisłe spodnie. Automatycznie sięgnęła do torby po czarne legginsy i luźną koszulę. Zbiegła  przed drzwi i wrzuciła na stopy air maxy, a na wierzch ciemną kurtkę i czapkę, miała nadzieję, że nikt jej dziś nie rozpozna.
- Wychodzę! Nie czekajcie  na mnie wieczorem, będę późno, ciao.
I tyle było widać po Allie Evans.

Szła pustymi uliczkami z przewieszoną, czarną materiałową torbą, słysząc dźwięk powiadomienia w telefonie, zaklęła cicho i przystanęła, aby odczytać wiadomość.

Jesteśmy w LA,
Tak bardzo tęsknię,
Kocham,
Zayn xx

Bez wahania wystukała odpowiedź i popędziła dalej. Na szczęście Cole nie mieszkał daleko. Zapukała lekko do drzwi ze znaną wam już nieśmiałością. Otworzyła je mama Cola, Sam.
- Dobry wieczór, czy nie przeszkadzam?
- Allie? Boże, skarbie, wchodź! No, dalej, śmiało! – kobieta, która nadal była drobną brunetką zaczęła ją ściskać. – Tak dawno Cię nie widziałam… kiedy przyjechałaś?
- Kilka godzin temu, a pani wydaje mi się coraz młodsza.
Dziewczyna posłała jej gorący uśmiech, a kobieta roześmiała się i zaczęła dziękować. Po chwili na rudzielca spadła gromada komplementów, jaka to z niej dojrzała i piękna dziewczyna.
- Zjesz coś może? Już dzwonię po tego urwisa, żeby wrócił do domu.
Za kilka minut Cole wpadł jak tornado do domu, bo matka oświadczyła mu, że ktoś na niego czeka. Ale ostatnią osobą, której się spodziewał była właśnie Allie. Jego reakcja była natychmiastowa, zdecydowana, przygarnął dziewczynę do siebie, silnym ramieniem
i zamknął uścisk.
Sam przyglądała im się z lekkim rozbawieniem i czułością, widząc jak chłopak drży z podniecenia na przyjazd dziewczyny.


- Dlaczego przyjechałaś? – zapytał, kiedy już siedzieli u niego w pokoju i pili zimnego Sumersby. Dziewczyna zmrużyła oczy i odpowiedziała powoli.
- Wiem, jak zachowałam się w listopadzie, kiedy przyjechałam, wpadłam do Ciebie raz, potem na imprezę i odjechałam bez pożegnania. I zdaję sobie sprawę z mojego błędu. Ale chcę naprawić nasz kontakt.
Chłopak opuścił głowę, co wprawiło rudzielca w zakłopotanie, lecz po chwili uniósł wzrok i wypowiedział bezgłośnie ‘dziękuję’.

Tego wieczoru nie chcieli nigdzie wychodzić, wspominali czasy licealne i obgadywali znajomych ze szkoły. Przypominali sobie, jak to było, kiedy zachowywali się jak papużki nierozłączki.
Allie rozglądała się po pokoju Cola, nic się tu nie zmieniło – myślała. Nadal ‘centrum’ jego pokoju było ogromne łóżko, a tuż przy nim leżał puszysty dywan. Przy ścianie stało biurko, a na końcu pokoju szafa, w której Cole nie sprzątał od kilku lat, można tam było znaleźć wszystko.
- Pamiętasz, jak uczyłem cię ściągać? – wyrwał ją z zamyślenia. – zawsze się cykałaś.
- Za to ty nie myłeś się przez kilka tygodni, bo urządzaliście mistrzostwa, ‘kto wytrzyma najdłużej bez prysznica’.
- Nadal je urządzamy – zaśmiał się, oczywiście żartując, a ruda odsunęła się od niego, z miną w stylu ‘soo ugly’. – Wróć do Bradford – zmienił nagle temat. – Proszę, kończysz już studia, prawda? Mogłabyś mieszkać tu i pracować, miałabyś rajskie życie.

W głowie dziewczyny zagościło poważne pytanie – przyjaciółki i miłość w Londynie,
Czy czułe i swobodne życie z przyjacielem i rodziną w Bradford?

Po raz kolejny stanęła przed nią konieczność podjęcia trudnej decyzji. 



------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dobry wieczór! Co u Was, kochane?
Jeśli mogę Was o coś prosić to oto, abyście zajrzały na poprzedni post :)

wtorek, 18 lutego 2014

Możecie mnie zabić...

Postanowiłam kontynuować opowiadanie, co zaszkodzi, kiedy będzie ono nieco dłuższe od pozostałych?
Robię to między innymi z miłości do Was, bardzo Wam za wszystko dziękuję, jesteście najlepszymi czytelniczkami na całym świecie. A mianowicie... bloga będę pisać, dopóki mnie nie opuścicie i pomysłów mi nie zabraknie.
Zawaliłam trochę ostatnio pisanie,
z powodu nauki, ale też dlatego, że jestem znów chora, ale łażę do szkoły...
Pozdrawiam i całuję -
Wasz zasmarkaniec...

piątek, 24 stycznia 2014

Rozdział 37

*
Allie stała przed drzwiami do mieszkania Jacka. Nie potrafiła określić swoich uczuć, plątała się w nich, to wszystko było takie trudne… Nie potrafiła spojrzeć Jackowi w oczy, nie umiała powiedzieć mu po raz kolejny, że nie może liczyć od niej na nic więcej, prócz przyjaźni. Była za słaba.
Ale Walker drzwi nie otwierał, więc dziewczyna schyliła się, aby wsunąć przez przerwę między nimi a podłogą, krótki liścik. Nie oglądając się za siebie, zbiegła po schodach i wyszła na zatłoczoną ulicę Londynu. Natychmiast owiał ją zimny powiew wiatru, co sprawiło, że automatycznie okryła się szczelniej kurtką. Z czułością spojrzała na małego labradorka, maszerującego wiernie tuż przy jej nodze. Zgrabnie wymijali przechodniów, tuż do domu, ponieważ, niestety do szpitala, jak wszystkim z resztą wiadomo, zwierząt wprowadzać nie można było.
Dzisiejszy dzień był dla Rudowłosej tym pracowitym, więc gdy zaprowadziła Raylego do domu, od razu pognała do sklepu po owoce i sok dla Alexandry.
Pospiesznie wędrując między półkami, nieco niezdarna wpadła na jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam… - podniosła na niego oczy, tym samym rozpoznając Jake’a. Tyle czasu minęło odkąd się widzieli!
- Alls! – zawołał uradowany, niemal ściskając dziewczynę w ramionach. – Tak dawno cię nie widziałem! Pisałem nawet, ale nie odpowiedziałaś, pomyślałem, że zmieniłaś numer.
- Faktycznie, w moim życiu ostatnio powstało takie zamieszanie, że sama mam problem z połapaniem się… co u ciebie?
- Wszystko w porządku, zmieniłem tryb życia – błysnął białymi ząbkami w uśmiechu. – No i myślę o tym, żeby wrócić do domu, Londyn nie jest chyba dla mnie.
Allie zmarszczyła czoło i popatrzyła na niego uważniej.
- Czekaj, czekaj… największy imprezowicz jakiego znam, opuszcza miasto, aby pomagać tacie w gabinecie? Coś mi tu nie pasuje!
Chłopak odparł śmiechem i zaczął tłumaczyć, że zrozumiał do czego prowadzi wieczne imprezowanie, chciał się ustatkować.
- Jake, to ty? Porwali cię kosmici? – dźgnęła go palcem w żebra, on znów zachichotał.
- Chciałbym, żebyś mnie odwiedziła w moim rodzinnym mieście.
Mówił poważnie, dlatego Evans, przeczesała włosy dłonią i zgodziła się z uśmiechem.
- Spieszysz się, leć, zadzwonię, jak już się ogarnę – powiedział, przytulając ją na pożegnanie.

I faktycznie poleciała – po piętnastu minutach drogi była u Alex.
- Jak się czuje przyszła mamusia?
Brunetka podniosła się do postawy siedzącej, obdarowała przyjaciółkę uśmiechem i zaczęła opowiadać o opiniach lekarzy i przygotowaniach.
- Jest w porządku, termin mam za dwa tygodnie, dlatego lekarze zdecydowali, żebym została tu do końca. Liam o mnie dba.
Ruda obróciła się przez ramię i spojrzała na uśmiechniętego chłopaka, wydawał być się taki dumny i szczęśliwy.
- Jak nasz Bad boy? – zapytał Allie, śmiejąc się.
- O co chodzi? – Alexandra nic nie wiedziała, bo dziewczyna wolała jej nie obciążać niepotrzebnymi sprawami. Porozmawiała chwilę z parą, ale uświadamiając sobie, która godzina, zebrała się szybko. Musiała podpisać kilka dokumentów na uczelni.


Tymczasem Jack, wrócił do domu z porannego treningu, a wchodząc do mieszkania, zauważył bladoróżową kopertę, podniósł ją z zaciekawieniem.
Zdjął pospiesznie kurtkę i usiadł na sofie, zaczął otwierać kopertę, jak gdyby była najdelikatniejszą rzeczą na świecie. W środku był krótki list.

Jack,
Sam wiesz, jak bardzo mi na Tobie zalezy. Lecz nie wszystko jest tak proste, jak może Ci sie wydawac, wyjechales, sama nie wiem dlaczego, a teraz wracasz i zadasz czegos wiecej…
Postrzebowalam Cie, podczas Twojej nieobecnosci, nawet nie wiesz jak bardzo. Potem napisales list o tym, jak mnie kochasz, lecz ja pragne twojej przyjazni, zrozum, chce przyjaciela, jestes nim, zawsze byles i proszę pozostan nim. Tak bardzo lakne Twej obecnosci.
Tesknie , jak nigdy…

                                                                                                                                                   Allie






-------------------------------------------------------------------------------------------------

Przepraszam, za tak długą nieobecność... 
Przyczyniło się do tego kilka czynników, między innymi grypa, z którą się teraz zmagam, ale podczas ferii, które własnie się zaczynają nadrobię zaległości. 
Mam do Was kilka pytań, a mianowicie.... :))
1. Czy podoba Wam się rozdział? 
wiecie także, że planuję koniec opowiadania, lecz, chcę wiedzieć -
2.  chciałybyście, abym pociągnęła dalszy wątek wydarzeń (kilka rozdziałów) czy może już mam pisać epilog?
Wasze zdanie bardzo się dla mnie liczy... Kocham Was i dziękuję za to, że jesteście. 
Chciałabym także podziękować marcie tomlinson za nominację, jednak postanowiłam, że po prostu nie czuję się na siłach w tym roku. Dziękuję kochana, to wiele dla mnie znaczy. 

piątek, 10 stycznia 2014

Rozdział 36

~Allie~
- Liam! – wrzasnęłam z całych sił, widząc ledwo przytomną Alex na tarasie. – Payne, do jasnej cholery, chyba nie chcesz wylądować w szpitalu, bo jeśli się tu nie zjawisz za…
- Co się stało? – wychylił się za drzwi, lecz nie musiałam mu tłumaczyć.
Nie wiem kiedy, nie wiem jak, ale wszystko działo się ta szybko, że całe towarzystwo siedziało w autach i jechaliśmy do szpitala. Błagam Alex, wytrzymaj…
- Co się dzieje, kochanie? Halo? – zdenerwowany Liaś siedział razem z nią na tylnym siedzeniu naszego bmw, odwróciłam się w jego stronę.
- Jest jej słabo, mdleje. Spokojnie, spróbuj cały czas z nią rozmawiać – w tym momencie odwróciłam się do Zayna – proszę, jedźmy szybciej.
Niemal cały Londyn pochłonięty był sylwestrową zabawą tak więc spotkaliśmy się z dość rzadkim przypadkiem – brakiem korków.
- Robię, co mogę – powiedział cicho Malik, a mi nagle ciśnienie się podniosło ‘robię, co mogę’. Zirytowana uderzyłam nogą w fotel.
- Hej, przecież to nie moja wina – warknął mulat, już miałam mu odpyskować, ale odszukał moją dłoń i uścisnął ją mocno, zaczęłam się rozluźniać.
Tymczasem z tyłu samochodu Payne prowadził cichą konwersację z mdlejącą Alexandrą, była blada i bolał ją brzuch. Na widok słabej przyjaciółki moje serce się kroiło.
Ale Malik nie próżnował i po chwili podjechaliśmy pod szpital. Wybiegłam z auta, aby zaraz powrócić z pielęgniarkami i lekarzem, którzy zawieźli Alexandrę na salę.
Czekaliśmy na korytarzu, siedząc. Nikt nie wiedział co się dzieje.
- Tak właściwie… to co się stało mamuśce? – szepnął mi do ucha Niall.
Ordynator wyszedł z Sali.
- Zapraszam panie Payne, zrobimy  usg – nie miał niezadowolonej miny, uśmiechał się miło, a na mój widok mrugnął okiem, od razu zrozumiałam, że wszystko jest w porządku.
Siedzieliśmy dość długo na podłodze w poczekalni. Nicole i Louis wrócili do domu, zostałam już tylko ja, Harry i Zayn. Liam wyszedł do nas na chwilkę.
- Dobrze, wszystko jest dobrze. Dziękuję wam, Allie, dzięki. Idźcie do domu, przepraszam, że przez nas nasz sylwester się nie udał.
- Odbijemy to sobie – odparł uśmiechnęły Niall.
- Pewnie – poparłam go. – Możemy coś dla was zrobić?
- Nie, pomogliście mi wiele, zostaniemy sami.
Lecz kiedy chłopak wrócił do Sali, uznaliśmy, że przecież i sam Liam ledwo stoi na nogach, a Alex samej nie zostawimy. Postanowiliśmy, że nakłonimy go niedługo do powrotu do domu. Ja i Hazza zostaliśmy w szpitalu.
Zayn zmarszczył czoło, nie wyglądał na szczęśliwego, ale przyznał nam rację, pocałował mnie czule i powiedział, że przyjdzie po nas za kilka godzin. Zostaliśmy z Loczkiem sami.

*
Zayn nie chciał podważać decyzji Allie, darzył ją zaufaniem, pojechał więc do domu bez słowa. Wracając jechał powoli, cały czas myśląc o jego dziewczynie i o tym, czy już do końca będą razem, czy może rudowłosa go zostawi… ale odrzucał od siebie niebezpieczne myśli. Wysiadł szybko z auta, ale widok Jacka siedzącego na schodach przed jego domem wcale nie poprawił mu nastroju.
- Co ty tu robisz? – syknął. – Zapomniałeś o naszej rozmowie sprzed dwóch miesięcy?
- Allie mi nie odpisywała, chciałem się z nią zobaczyć.
Ton jego głosu, zarówno jak i uśmiech był bezczelny. Malik czuł przyrost miłości do Alls, nie odpisała mu, nie chciała mieć z nim nic wspólnego.
- Nie przyszło ci na myśl, że ma cię dość? Że nie chce mieć już z Tobą nic wspólnego?
- Czyżby? – odrzekł piłkarz lekceważąco. Zayn zmierzył go wzrokiem, Jack wydawał mu się jeszcze wyższy i bardziej rozrośnięty. Walker co prawda, zmężniał, ale i wyprzystojniał, a dziś ubrany był w czarne jeansy i ciemną kurtkę, wyglądał naprawdę bardzo dobrze.
- Ona tobą gardzi, rozumiesz? Już się dla niej nie liczysz, wynoś się stąd.
Jeszcze kilka miesięcy temu Jack wyszedłby z posiadłości mulata, ale tym razem stał jak wmurowany w ziemię. Nie zamierzał odejść.
- Przepraszam bardzo, masz może kłopoty ze słuchem? – warknął Zayn, a na twarzy Jacka znów pojawił się kpiący uśmiech.
- Myślisz, że tylko ty jej pragniesz? Nie, ona nie będzie wiecznie twoja, zapamiętaj moje słowa.
Malik nie wytrzymał, ruszył z impetem na chłopaka, uderzając go mocno z prawej pięsci w twarz. Zmieszany nagłym obrotem akcji Walker, otrząsnął się dopiero po chwili, aby zadać Zaynowi cios w brzuch. Mulat klęknął z bólu, ale kopnął Jacka w kostkę, ten stracił równowagę.

Po kilku godzinach rudzielec wracał do domu, jej czuwanie się skończyło. Nie chciała dzwonić po Zayna, część drogi przejechała autobusem, a pozostałą przeszła spokojnym krokiem, niemal zasypiając.
Zadowolona weszła do domu.
- Hej, Zayni! – krzyknęła w progu, zaczęła zdejmować płaszczyk, gdy zza rogu wyszedł Malik, z podbitym okiem i rozdartą wargą. – Co się stało?
Zayn, jakby niewzruszony bólem, oparł się o ścianę i uśmiechnął najładniej, jak potrafił.
- Tylko na mnie nie wrzeszcz. Obiecaj.
Dziewczyna pokiwała z niezrozumień głową. O co chodziło?
Przeszła do kuchni i zaczęła szukać apteczki, zaprowadziła Zayna na kanapę, położyła jego głową na swoich kolanach i zaczęła go opatrywać. W tym samym czasie mulat opowiadał, jak to przyszedł Jack, zaczął go prowokować i o przebiegu bójki. Kiedy zakończył zdawanie relacji spojrzał na Allie, miała rozjaśnione oczy, a usta rozciągał jej się w uroczym uśmiechu.
- Dziękuję Zayn. Za wszystko.
- Nie jesteś zła? – odparł szczerze zdziwiony i podsunął się bliżej niej.

- Skądże… mam nadzieję, że dałeś mu popalić i nie wróci.



------------------------------------------------------------------------------------------------
Witam moje kochane, co u Was?
Chciałam Wam bardzo, bardzo serdecznie podziękować za to, że jesteście ze mną. Kocham Was mocno!
Domyślacie się chyba, że opowiadanie dobiega końca...:)