środa, 12 marca 2014

Rozdział 39

*

Ruda weszła po cichu do swojego pokoju, było przed trzecią nad ranem, ale dziewczyna całkowicie pochłonięta była myślami, nie odczuwała zmęczenia. Usiadła na parapecie, lecz po chwili otworzyła okno i stanęła na nim, szybkim, zwinnym ruchem. Zaśmiała się niczym dziecko, które otwiera urodzinowy prezent. Na dworze było ciepło, czuć wiosną, bo w końcu nastał marzec. Schyliła się i usiadła, nogi przerzucając za okno i machając nimi rytmicznie. Ta radosna, optymistyczna część dziewczyny śmiała się do świata, przeżuwając listek mięty, zerwany kilka minut temu w ogrodzie, za domem. Natomiast ta, melancholijna, skłonna do ciągłych przemyśleń, przewidywań – miała dość codziennego życia, chciała wrócić do czasów liceum…
Gdzieś we wspomnieniach dziewczyny zaświtał piękny, czerwcowy dzień.

*dwa lata temu, Bradford*
~Cole~
Wyszedłem z domu, aby jak co dzień, nic z resztą nowego, nadrobić drogi, by iść po Allie. Słońce świeciło, pomimo godziny ósmej rano, dlatego na oczy wrzuciłem ciemne okulary, przy okazji przejrzałem się w szybie jednego z aut, zaparkowanych przy ulicy.
- Co to za przystojniak? – żartowałem w myślach, poprawiając, czarne rurki i gładząc ukochany t-shirt, który dostałem od Alls na urodziny. Na ramię zarzuciłem plecak, również koloru ciemnego, ponieważ chłopcom, jak powszechnie wiadomo, nie wypada w różowym paradować.
Na szczęście Evans nie mieszkała daleko.
Ja i Allie jesteśmy ze sobą bardzo blisko, bliżej niż brat z siostrą – w moim mniemaniu oczywiście. Świadomy tego, że jej rodzice są już w pracy, wszedłem do domu bez pukania i krzyknąłem:
- Buraku, dziesięć minut temu powinniśmy być w szkole!
Dziewczyna zjechała po poręczy, miała na sobie czarną, krótką sukienkę, nonszalancki bling bling i czerwone converse. Z wieszaka zdjęła czapkę, by uzupełnić starannie dobrany zestaw, przejrzała się w lustrze, jednocześnie malując usta malinową pomadką.
Okręciła się, jak prima balerina.
- Ta dam – i jak?
- Jest zjawiskowo – odparłem ze śmiechem i ciągnąc ją za rękę, ruszyłem w kierunku szkoły.

Kiedy otworzyłem drzwi klasy i posłałem uśmiech nauczycielowi, panu Draykowi, ten rzekł:
- Cóż, Cole, znów spóźnienie?
Ale za mną wszedł rozpromieniony Rudzielec, a na jej widok koleś całkiem się rozchmurzył.
- Przepraszamy, załatwialiśmy formalności z wychowawcą.
- Nic się nie stało, moja droga, w końcu jest już czerwiec, miesiąc, w którym możemy sobie pozwolić na luźniejszą atmosferę.
Allie zawsze miała chody u nauczycieli, ze względu na wysokie wyniki w nauce. Mruknąłem coś pod nosem.


*
Cole nie bardzo lubił przyjaciółek rudej. Ciągały ją wszędzie, choć wiedział, że ona darzy je sympatią i zaufaniem to i tak wolał mieć ją dla siebie. Ale dziewczyna zawsze znajdowała czas dla niego.
Koło godziny osiemnastej spotkali się przy skate parku, Lucas, Max, Alex, Nicole, Allie i oczywiście Cole. Siedzieli z boku, oparci o ławkę, na pustym placyku. Ktoś przyniósł ciastka,
a dziewczyny wpadły po zimne napoje do Starbuck’sa. Było wesoło, naturalnie, Nicole wypełniała atmosferę swoim śmiechem, kiedy Max uczył ją jeździć na deskorolce.
I było tak beztrosko, odprężająco, żadne z przyjaciół nie martwiło się jutrem.


Cole odprowadzał Allie, ale uznał, że dziś nie nacieszył się nią wystarczająco, tak więc – wpadł do jej domu na godzinkę.
Ewentualnie dwie godzinki – postanowił w myśli.
Uprzednio rozmawiając z jej rodzicami, którzy szykowali się na jakieś wyjście, często spotykali się ze znajomymi, a pani Made była na częstych wypadach na kawę z jego mamą, poszli do pokoju rudej.
Lubił to pomieszczenie. Idealnie oddawało charakter dziewczyny, pokój był przestronny, ale nie duży, w jasnych barwach i z wielkim oknem.

Nie robili nic szczególnego. Nie musieli. Oglądali filmy, robili sobie zdjęcia i nagrywali filmiki na vine. Niezmywalnymi markerami robili sobie ‘tatuaże’. To, że ze sobą przebywali było tak bardzo naturalne.



----------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że spodoba Wam się choć troche ten rozdział. 
Część z Colem pisałam nieco bardziej ... luźnym... stylem. Celowo. 
Co słychać Moje Drogie?

2 komentarze:

  1. haha !!! wariat :D jest 12 w nocy a ja czyta bloga, codziennie sprawdzam czy nie ma nowego rozdzialiku a dzis tak pózno ;) super fajnie z tym Colem tylko nie coś wiecek :P haha.. sympattyczny sie wydaje .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że odbierasz postać Cola trochę inaczej, niż Jake'a. Jest sympatyczny, a jego celem jest właśnie podtrzymanie przyjaźni z Rudą, nic więcej, żadnych miłostek:D Dziękuję Ci, że jesteś, moja wariatko!:*
      Mam już napisany kolejny rozdział, ale poczekam na kilka komentarzy, nie wstawię go wcześniej :)

      Usuń