wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 40

Pożegnanie z Colem i rodzicami było trudne. Może nawet za ciężkie na szczupłe barki rudowłosej, ciężko było jej udźwignąć kolejne rozstanie.
Jednak dziś był dzień powrotu Zayna do Londynu, z drugiej strony nie mogła więc się doczekać, aż go zobaczy, dotknie, uściska. Z tego powodu droga minęła jej szybko, słuchając radia i pijąc kawę, rozmawiając przez telefon z Alex, którą wypisano ze szpitala do domu – nawet nie obejrzała się, kiedy zajechała pod dom. Wbiegła do niego, nie musiała otwierać drzwi: Zayn już był.
- Witam panie Malik! – zawołała w przedpokoju. Przed nią wyszedł mulat, przytulając ją mocno do siebie.
- Mamy gościa, kochanie – poinformował, prowadząc ją do salonu, wskazał na słynną Perrie Edwards.
Blondynka wstała, aby się przedstawić, wyciągnęła rękę, wypowiadając swoje imię, ale w jej oczach błyszczała zazdrość, jad, rudzielec od razu zauważył, że Edwards nie darzy jej sympatią. Z wzajemnością, oczywiście.
- Allie – odparła jednak, z uśmiechem, odwzajemniając uścisk.
- Zayn dużo mi o tobie opowiadał.
Blondynka przechyliła głowę, wypowiadając te słowa i przyjrzała się ubraniom dziewczyny.
- Tak? Mi niestety o tobie nic, więc wiem niewiele na twój temat – rzekła Alls, zauważając ścięte spojrzenie Perrie.
Edwards była przyjaciółką Zayna z czasów x-factora. Ruda zdawała sobie sprawę z tego, że blondi kręci się koło jej chłopaka w ostatnim czasie, ale nie mogła uwierzyć, że przyjdzie do nich na kolację! W dodatku zaproszona przez Zayna. Cała ta sytuacja nie podobała się jej, Allie była zirytowana, chciała spędzić trochę czasu ze swoim chłopakiem – podczas gdy teraz piła kawę z dziewczyną, która podrywała Zayna. Marny pomysł na popołudnie.
Blondynka uważnie przyglądała się każdemu ruchowi rudowłosej, wreszcie zagaiła:
- Piękną masz marynarkę. To chyba Gucci, prawda?
Zapytana skinęła głową, odruchowo dotykając włosów.
- Musiała być droga, a o ile wiem to dziennikarki zarabiają niezbyt dużo.
Ruda zmrużyła oczy, odpowiadając spokojnie –
- Gdybym była taką dziennikarką, jak ty piosenkarką to owszem nie byłoby mnie na nią stać.
Zaważyła, jak Perrie ściska się gardło. Ktoś zadzwonił do drzwi, ale gość nie czekał na odpowiedź, wszedł do środka.

- Cześć stary! – krzyknął Harry do Zayna, który zaciekawiony wyszedł do przedpokoju. Labladorek zaszczekał na widok Loczka.
Edwards wstała z kanapy, żeby przywitać się z chłopakiem. Styles nie zwrócił na nią jednak uwagi.
- Wpadłem zapytać, czy mogę porwać Allie na kilka godzin…
Evans nie czekała na reakcję Malika, wrzuciła na siebie krótką czarną spódniczkę, jasną bluzkę i wysokie szpilki. Może to było egoistyczne z jej strony, ale chciała wywołać zainteresowanie ze strony chłopców i zazdrość Perrie. Wyeksponowała długie nogi. Zgarnęła płaszczyk i torbę – i już stała przy Harrym.
- No, to my lecimy, miłej kolacji – poczęstowała Zayna marnym spojrzeniem i wyszła z domu.
Kiedy szli w nieznanym jej kierunku, zaczęła dziękować przyjacielowi, wyparował z niej już dawno żal za pocałunek, za dziwne zachowanie, wybaczyła mu dawno, wręcz go rozumiała.
- Harry! Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo jestem ci wdzięczna!
Chłopak się zaśmiał i zaczął przekomarzań z nią. W końcu rudzielec podarował mu słodkiego całusa w policzek.
- Perrie daje w kość?
- Jest denerwująca, pojawia się nagle i zaczyna mieszać. Nie tylko w naszym codziennym grafiku – tu Allie zaśmiała się krótko – ale i w moich uczuciach. Osłabia we mnie wszystkie chęci… dziwnie się czuję, dopiero, co wróciłam z Bradford i…
Zaczęła opowiadać Harremu o propozycji Cola, jej pomysłach, melancholijnych dniach pełnych przemyśleń.
Hazza nie wiedział, co może na to odpowiedzieć. Myślał, że jej związek z Zaynem jest idealny, niestety tak nie było, a jego przyjaciółka nie była szczęśliwa. Całe jego wyobrażenia legły w gruzach, w myślach tkwiła Perrie i to, do czego zdążyła, do rozpadu miłości Allie i Malika. Czy uda jej się tego dokonać? Zawsze wierzył w to, że Zayn kocha rudą, ale ostatnimi czasy wszystko, w co wierzył – zawodziło go. Jedyne na czym mógł polegać to było właśnie One Direction i Alls.
- Chodźmy coś zjeść – zaproponował.
Mimo wszystkiego, co spotykało rudzielca, dziewczyna zdawała się być nadzwyczaj silna. Zgodziła się na propozycję. Jej myśli zajmowały jednak słowa Cola.

- „Wróć do Bradford, będzie ci tu dobrze…”



--------------------------------------------------------------------------------------------------

Rozdział ten pragnę z całego serca zadedykować Mani Młyn, Dziękuję Ci bardzo, słoneczko:)

środa, 12 marca 2014

Rozdział 39

*

Ruda weszła po cichu do swojego pokoju, było przed trzecią nad ranem, ale dziewczyna całkowicie pochłonięta była myślami, nie odczuwała zmęczenia. Usiadła na parapecie, lecz po chwili otworzyła okno i stanęła na nim, szybkim, zwinnym ruchem. Zaśmiała się niczym dziecko, które otwiera urodzinowy prezent. Na dworze było ciepło, czuć wiosną, bo w końcu nastał marzec. Schyliła się i usiadła, nogi przerzucając za okno i machając nimi rytmicznie. Ta radosna, optymistyczna część dziewczyny śmiała się do świata, przeżuwając listek mięty, zerwany kilka minut temu w ogrodzie, za domem. Natomiast ta, melancholijna, skłonna do ciągłych przemyśleń, przewidywań – miała dość codziennego życia, chciała wrócić do czasów liceum…
Gdzieś we wspomnieniach dziewczyny zaświtał piękny, czerwcowy dzień.

*dwa lata temu, Bradford*
~Cole~
Wyszedłem z domu, aby jak co dzień, nic z resztą nowego, nadrobić drogi, by iść po Allie. Słońce świeciło, pomimo godziny ósmej rano, dlatego na oczy wrzuciłem ciemne okulary, przy okazji przejrzałem się w szybie jednego z aut, zaparkowanych przy ulicy.
- Co to za przystojniak? – żartowałem w myślach, poprawiając, czarne rurki i gładząc ukochany t-shirt, który dostałem od Alls na urodziny. Na ramię zarzuciłem plecak, również koloru ciemnego, ponieważ chłopcom, jak powszechnie wiadomo, nie wypada w różowym paradować.
Na szczęście Evans nie mieszkała daleko.
Ja i Allie jesteśmy ze sobą bardzo blisko, bliżej niż brat z siostrą – w moim mniemaniu oczywiście. Świadomy tego, że jej rodzice są już w pracy, wszedłem do domu bez pukania i krzyknąłem:
- Buraku, dziesięć minut temu powinniśmy być w szkole!
Dziewczyna zjechała po poręczy, miała na sobie czarną, krótką sukienkę, nonszalancki bling bling i czerwone converse. Z wieszaka zdjęła czapkę, by uzupełnić starannie dobrany zestaw, przejrzała się w lustrze, jednocześnie malując usta malinową pomadką.
Okręciła się, jak prima balerina.
- Ta dam – i jak?
- Jest zjawiskowo – odparłem ze śmiechem i ciągnąc ją za rękę, ruszyłem w kierunku szkoły.

Kiedy otworzyłem drzwi klasy i posłałem uśmiech nauczycielowi, panu Draykowi, ten rzekł:
- Cóż, Cole, znów spóźnienie?
Ale za mną wszedł rozpromieniony Rudzielec, a na jej widok koleś całkiem się rozchmurzył.
- Przepraszamy, załatwialiśmy formalności z wychowawcą.
- Nic się nie stało, moja droga, w końcu jest już czerwiec, miesiąc, w którym możemy sobie pozwolić na luźniejszą atmosferę.
Allie zawsze miała chody u nauczycieli, ze względu na wysokie wyniki w nauce. Mruknąłem coś pod nosem.


*
Cole nie bardzo lubił przyjaciółek rudej. Ciągały ją wszędzie, choć wiedział, że ona darzy je sympatią i zaufaniem to i tak wolał mieć ją dla siebie. Ale dziewczyna zawsze znajdowała czas dla niego.
Koło godziny osiemnastej spotkali się przy skate parku, Lucas, Max, Alex, Nicole, Allie i oczywiście Cole. Siedzieli z boku, oparci o ławkę, na pustym placyku. Ktoś przyniósł ciastka,
a dziewczyny wpadły po zimne napoje do Starbuck’sa. Było wesoło, naturalnie, Nicole wypełniała atmosferę swoim śmiechem, kiedy Max uczył ją jeździć na deskorolce.
I było tak beztrosko, odprężająco, żadne z przyjaciół nie martwiło się jutrem.


Cole odprowadzał Allie, ale uznał, że dziś nie nacieszył się nią wystarczająco, tak więc – wpadł do jej domu na godzinkę.
Ewentualnie dwie godzinki – postanowił w myśli.
Uprzednio rozmawiając z jej rodzicami, którzy szykowali się na jakieś wyjście, często spotykali się ze znajomymi, a pani Made była na częstych wypadach na kawę z jego mamą, poszli do pokoju rudej.
Lubił to pomieszczenie. Idealnie oddawało charakter dziewczyny, pokój był przestronny, ale nie duży, w jasnych barwach i z wielkim oknem.

Nie robili nic szczególnego. Nie musieli. Oglądali filmy, robili sobie zdjęcia i nagrywali filmiki na vine. Niezmywalnymi markerami robili sobie ‘tatuaże’. To, że ze sobą przebywali było tak bardzo naturalne.



----------------------------------------------------------------------------------------

Mam nadzieję, że spodoba Wam się choć troche ten rozdział. 
Część z Colem pisałam nieco bardziej ... luźnym... stylem. Celowo. 
Co słychać Moje Drogie?